Przejdź do głównej zawartości

Rozdział pierwszy

    Staram się trzymać kanonu książki opisując zachowanie Draco i Hermiony, więc proszę się nie dziwić, że w niektórych fragmentach dialogi wydadzą wam się znajome. Może nie w tym rozdziale, ale już w drugim tak. Osoba, która dużo razy obejrzała film na pewno się zorientuje w czym rzecz. Rozdziały są krótkie. Ogólnie opowiadanie do najdłuższych nie należy, bo chciałam się skupić jedynie na opisanie ich emocji. Następne opowiadanie Dramione, które planuję będzie już miało dużo więcej wątków miłosnych różnych, czasami dość dziwnych, par. 
    Zapraszam do czytania i proszę o komentowanie, nawet jeśli mają to być negatywne komentarze. Każda opinia na temat mojego pisania będzie dla mnie cenna i na pewno wykorzystam ją w trakcie dalszego pisania. 
    Pierwsze pytanie: co sądzicie o używaniu gifów nawiązujących do tematyki danego rozdziału, jako małego zwiastunu? 

 


   Hermiona usiadła na ławce czekając na przyjaciół. Rozejrzała się po peronie. Mimowolnie się uśmiechnęła. Pamiętała swój pierwszy rok, ale ona wtedy była tu sama. Jej rodzice nie mogli  przejść przez barierkę. W pierwszych minutach magicznego życia była samotna. Nie to co dzisiejsi pierwszoroczni. Uśmiechała się na widok jedenastoletnich dziewczynek, które nie powstrzymywały łez, a chłopcy wprost przeciwnie. Grali dżentelmenów. Przypomniała sobie o Harrym i Ronie. Ich też poznała w pierwszy dzień, chociaż nie zaprzyjaźnili się od razu. Wolała nie myśleć jakby wyglądało życie bez nich. Kochała ich jak braci.

    Westchnęła spoglądając na zegarek. Do odjazdu pociągu jeszcze blisko pół godziny. Harry z rodziną Weasleyów pewnie przyjdzie pięć minut przed odjazdem. Nigdy nie byli zorganizowani. Ubolewała nad tym. Sięgnęła do torby i wyciągnęła książkę. Pogładziła z czułością starą okładkę i otworzyła na ostatniej stronie, na której skończyła czytać. Jeszcze nie doszła do rozdziału piątego. Nie przeszła nawet rozdziału drugiego. Nie potrafiła wykonać konkretnego polecenia. Pomimo wskazówek Malfoya. Do dzisiaj zadawała sobie pytanie: Jaki miał w tym cel?

    Poczuła jak ktoś na nią patrzy. Podniosła wzrok i spojrzała przed siebie. Naprzeciwko niej stał ślizgon i obserwował ją. Wzdrygnęła się. Miał na sobie czarny garnitur i wyglądał… o kilka lat starzej. Wydoroślał przez te wakacje. Była ciekawa jakie wydarzenie miało na to wpływ. Nim zdążyła jakkolwiek zareagować na jego widok, on odwrócił wzrok i ruszył za Blaisem Zabini oraz Pansy Parkinson w stronę ostatniego wagonu. Westchnęła. Ten chłopak był jedną wielką tajemnicę.

    Usłyszała znajome głosy. Odwróciła się w stronę przejścia. Pani Weasley od razu ją zauważyła i zaczęła biec w jej kierunku. Brunetka schowała książkę do torby i wstała.

    - Hermiona! Kochanie, tak tęskniliśmy za Tobą – uwielbiała jej słuchać. Molly Weasley traktowała ją jak własną córkę, a wcale nie musiała. Dziękowała jej za to. Miała dwie rodziny. Czuła się kochana. – Czemu nie przyjechałaś do nas na koniec wakacji?

    - Wyjechałam z rodzicami. Chciałam z nimi spędzić ostatnie dni przed wyjazdem do szkoły – odpowiedziała z szerokim uśmiechem pozwalając się przytulić.

    - To nic. Zapakowałam Ci kawałek domowego ciasta na drogę. Harry je zabrał. Nie zapomnij zjeść. Trochę zmizerniałaś…

    - Cześć, Hermiono – obok niej pojawił się Harry ratując ją z opresji. Przytulił ją do siebie. – To może pójdziemy zająć wolny przedział. Twój? – wskazał na kufer obok ławki. Wziął go kiedy kiwnęła głową. Uśmiechnęła się jeszcze raz w stronę pana i pana Weasley nim ruszyła za przyjaciółmi biorąc z ławki klatkę z Krzywołapem.

    Znaleźli wolny przedział w przedostatnim wagonie. Usiadła na miejscu i w tym samym momencie usłyszeli gwizdek oznajmujący odjazd pociągu. Równo jedenasta.

    - Musimy porozmawiać o tym co widzieliśmy – zaczął Harry siadając na swoim miejscu kiedy skończyli machać rodzicom Rona. – On jest śmierciożercą.

    - Harry…

    - Sama widziałaś, Hermiono…

    - Sama nie wiem co widziałam, Harry. Nie wiadomo po co tam poszedł z matką. To jego rodzinne sprawy – odezwała się. Sama nie wiedziała czemu stanęła po stronie Malfoya. Może chciała uwierzyć w jego niewinność? Może chciała wierzyć, że poszedł tam obejrzeć nowy mebel do sypialni? Chociaż… nawet on nie miał takiego złego gustu. Kto by wybrał taką szafę? Prędzej by oskarżyła o to Rona bądź Harrego, a nie Malfoya, który byłby kompletnym idiotą, gdyby chciał tam trzymać swoje garnitury.

    - Czy tylko ja uważam, że to było tajne spotkanie Śmierciożerców? Malfoy dostał zadanie, a my musimy się dowiedzieć jakie to zadanie nim będzie za późno.

    Hermiona wymieniła zaniepokojone spojrzenie z Ronem. Bała się o przyjaciela. Bała się, że popadnie w obłęd i będzie śledził ślizgona. Harry był uparty.

    - My? – zapytał zszokowany Ron.

    - Nieważne, pójdę się przejść – odezwał się po krótkiej chwili i wyszedł, przed wyjściem zabierając coś z górnej półki.

    - Co czytasz? – zapytał Ron kiedy wyciągnęła ponownie książkę z torby i otworzyła na miejscu, na którym skończyła.

    - Uczę się magii niewerbalnej i bezróżdżkowej. Bardzo ciekawa dziedzina magii. Szkoda, że jej nas nie uczą. Mogłaby nam się przydać w codziennym życiu. W walce…

    - Ahaaaa – i po tym dziewczyna zrozumiała, że przyjaciel miał w głębokim poważaniu to czego mógł się nauczyć. Westchnęła i wzięła się za czytanie. Po przyjeździe do szkoły będzie musiała odwiedzić bibliotekę.

***

    Siedziała zmartwiona przy stole obserwując jak Ron kończy jeść deser z miski. Nie mogła go zrozumieć. Jak potrafił nie martwić się o swojego przyjaciela? Chciała na niego czekać na peronie, ale dała się przekonać Ronowi, że pewnie już jest w szkole i czeka na nich. Jaka ona była głupia! Czemu go posłuchała.

    - Spoko, za chwilę tu będzie – mówił z pełną buzią.

    Hermiona nie wytrzymała. Złapała mocniej książkę w dłonie i zaczęła bić przyjaciela po ramieniu.

    - Jak możesz spokojnie jeść! – wyrzuciła z wyrzutem. – Twój przyjaciel zniknął… - dodała zmartwiona.

    - Weź się odwróć lepiej.

    Hermiona tak zrobiła. Zobaczyła Harrego, który właśnie szedł wzdłuż ich stołu razem z Luną. Miał krew na twarzy. Tym razem to była jego krew.... Cała złość minęła. Pojawiła się troska o zdrowie przyjaciela.

    - Gdzie ty byłeś… i co z Twoją twarzą?

    - Później. Co mówili?

    Hermiona nie słuchała o czym rozmawiali. Spojrzała w kierunku stołu Slytherinu. Szybko odszukała platynowe włosy. On też przyszedł spóźniony do Wielkiej Sali. Nie tak dużo jak Harry, ale… kilka minut spóźnienia miał. Obserwowała go. Nie rozmawiał jak reszta uczniów ze swoimi sąsiadami. Siedział przy stole opierając głowę o rękę. Patrzył przed siebie. Odciął się od wydarzeń wokół niego. Hermionę zastanowiło to gdzie zniknął tzw. Książe Slytherinu. Zawsze to on był najgłośniejszy przy swoim stole, a dzisiaj… go nie było. Gdzie on teraz był?

    Nie zauważyła kiedy przekręcił głowę tak, że patrzył wprost na nią. A ona na niego. Zauważyła to dopiero czując jak jego szare oczy chcą wypalić ją na wylot. Co się ze mną dzieje? Patrzę na Malfoya… A on patrzył na nią z nieodgadnionym wzrokiem.

    - Hermiono, czemu nie jesz?

    - Muszę do biblioteki… - dopiero, gdy usłyszała głośny śmiech przyjaciół zauważyła, że powiedziała to na głos zamiast w swojej głowie.

***

    Czuł na sobie jej wzrok. W dłoni nadal trzymała książkę, której jej dał. Domyśliła się od kogo był ten ,,prezent”? Może… przecież przez niektórych ludzi była uważana za najmądrzejszą czarownicę tego stulecia… Ciekawe. Lekko jego kąciki ust się podniosły kiedy widział jak mocno zaciska palce na okładce. Czy ona z nią spała? Pomyślał z drwiną.

    Kto wie, gdyby nie była przyjaciółką Bliznowatego, rudzielca… i nie była szlamą. Może… mógłby się z nią zaprzyjaźnić. Oboje mieli dość dużą wiedzę na temat różnych dziedzin. Może z jej pomocą wykonałby to zadanie?

    Mimowolnie spojrzał na swój rękaw, pod którym widniał Mroczny Znak. ,,Nagroda” za to, że ojciec zawalił sprawę i trafił do Azkabanu. On miał za zadanie odkupić winy. Wiedział, że gdy mu się nie uda… to straci matkę. Był z nią związany, choć tego nie okazywali. Ojcem się nie przejmował. Nigdy nie okazywał mu takiej miłości jak matka. Chociaż w sumie… nie chciałby, żeby ojciec umarł w samotności. Ale był śmierciożercą, taki los spotykał zwolenników Czarnego Pana. Westchnął. Jego też. Pocieszał się faktem, że matka była bezpieczna, bo nie posiadała Mrocznego Znaku. To był jedyny plus tego wszystkiego… matka nigdy nie skończy w Azkabanie. Miał taką nadzieję.  

    - Draco… - Pansy zaniepokojona szturchnęła go w ramię. Nie reagował na jej słowa przez całą ucztę. Zaczęła się martwić stanem przyjaciela. Odkąd spotkali go na peronie był inny. Przeczuwała, że mogło to się wiązać z zadaniem od Czarnego Pana, które było tajemnicą. Z Blaisem zaczęła się zastanawiać nad tym czy nie złożył Wieczystej Przysięgi, że nikomu nie wyda celu misji.

    - Czego, Parkinson? – odpowiedział tym swoim naturalnym, zimnym, lekko drwiącym tonem.

    - Musimy odprowadzić pierwszoroczniaków do Pokoju Wspólnego – mówiła przypominając mu jednocześnie o obowiązkach prefekta.

    - Sama to zrób – warknął wstając z miejsca i kierując się w stronę wyjścia wraz z innymi uczniami wyższych roczników. Nie poszedł wprost do swojego dormitorium. Poszedł schodami na pierwsze piętro kierując się w stronę opuszczonej łazienki. Wiedział, że nikt nie pomyśli, żeby go tam szukać.

    Wpadł do opuszczonej łazienki zamykając za sobą drzwi nie domyślając się tego, że ktoś go odprowadził wzrokiem. Oparł się o krawędź umywalki i łzy zaczęły spływać po policzkach.

    - Nie dam rady… Nie dam rady – zaczął szeptać w kółko ochlapując sobie twarz zimną dłonią. Rodzina była na jego głowie. Był teraz za nią odpowiedzialny, a nie miał pojęcia jak ich uratować, bo już teraz był pewny tego, że nie zdoła wykonać zadania.

    - W czym nie dasz rady? – usłyszał za sobą kobiecy głos.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prolog

 

Rozdział drugi