Przejdź do głównej zawartości

Rozdział drugi

 

    Minęło kilka tygodni od rozpoczęcia roku szkolnego. Potter i reszta świętej trójki się nie pojawiła. Tak naprawdę to tylko idioci sądzili, że w tym roku zawitają do szkoły. Codziennie starał się podsłuchiwać rozmowy Śmierciożerców na temat łapanych zbiegów i szlam. Pocieszał go ten fakt, że Granger jako najlepsza przyjaciółka Pottera była dobrą przynętą i tylko głupiec by ją zabił. Chociaż… takich tu nie brakowało.

    Siedział na parapecie na korytarzu niedaleko wejścia do Pokoju Życzeń. Trzymał w dłoni kopertę z pieczęcią Malfoyów. Przerażała go jego treść. Oczekuję Twojego przybycia dzisiaj o 20tej, Twój ojciec. Nie miał pojęcia o co mogło chodzić. Czyżby się dowiedzieli o Granger? Od tamtej pamiętnej nocy spotkali się jeszcze kilka razy we Wrzeszczącej Chacie.  Były to nic zobowiązujące spotkania dla niej, a dla niego były jakąś formą terapii.

    Nie oszukiwał jej. Pożądał jej. Nie umiał tego wyjaśnić. Czuł do niej takie przywiązanie jakiego nigdy do nikogo innego nie czuł. Wiedział, że ona nigdy nie poczuje czegoś takiego względem niego. Tamta noc… była wynikiem wydarzeń poprzedniej nocy. Granger chciała wyładować jakoś swój smutek o ranieniu bliskich jej osób. Jeden jedyny raz, gdzie oboje przekroczyli granice swojej znajomości. Od tamtego czasu patrzyli na siebie inaczej.

    Wstał i skierował się do gabinetu dyrektora, gdzie dzięki kominkowi Snape’a będzie mógł się przenieść do Dworu Malfoyów. Przywitał się z chrzestnym i od razu skierował się w stronę kominka. Wziął garść proszku i rzucił w płomienie. Chciał już mieć to za sobą. Dwór Malfoyów… pomyślał zamykając oczy i wchodząc w płomienie.

    - Syneczku… - Narcyza zerwała się z kanapy kiedy z kominka wyszedł młody mężczyzna. Widziała go kilka dni temu, a już za nim tęskniła. Nie zdołała namówić męża by syn ten rok spędził w domu razem z nimi. Jej zdaniem Hogwart nigdy nie był bezpiecznym miejscem, nawet teraz kiedy jest tam Snape dyrektorem.

    - Gdzie jest ojciec? – zapytał matkę kiedy ta się do niego przytuliła.

    - W gabinecie – odparła biorąc go pod ramię.  Draco nic nie odpowiedział na to, że matka towarzyszyła mu w drodze do ojca. Zapewne pozwolił jej na to. Westchnął mijając ciemne, zimne korytarze modląc się, żeby nie spotkać po drodze żadnego Śmierciożercy, a tym bardziej Lorda Voldemorta. Jedynym plusem siedzenia w szkole był… brak Voldemorta. Nie wytrzymałby w Dworze Malfoyów nawet dnia.

    - Draco

    - Ojcze – odpowiedział blondyn wchodząc do jego gabinetu. Matka zamknęła za nim drzwi i skierowała się do biurka. Usiadła przed nim czekając jak syn również to zrobi.

    - Słyszałem, że niechętnie uczestniczysz w lekcjach – odezwał się po krótkiej chwili Lucjusz Malfoy. Draco poczuł taką ulgę, że omal nie stracił równowagi. Nic nie podejrzewali, że łączy mnie coś z Granger…

    - Torturowanie pierwszoroczniaków idzie im świetnie bez mojej pomocy… - zaczął rozmowę siadając spokojnie na krześle obok matki.

***

    Kilka tygodni wcześniej…

    Draco teleportował się do Wrzeszczącej Chaty punktualnie o godzinie drugiej w nocy. Machnął różdżką, której koniec różdżki zapalił się na czerwono. A więc nie był sam… już tu była. Skierował się w stronę schodów. Tę drogę znał już prawie na pamięć. Oficjalnie tylko raz się spotkał z Granger. Nieoficjalnie dwa razy… Dzień wcześniej był kiedy spała. Nie miał sumienia jej budzić. Kiedy dowiedział się o przenoszeniu Pottera i kilku zranieniach przez Śmierciożerców to musiał sprawdzić czy tu będzie. Musiał sprawdzić czy nic jej nie jest. Była. Akurat spała, a jej policzki były mokre od łez. Otarł kilka łez z jej policzków i teleportował się do Dworu.

    Był w połowie schodów kiedy usłyszał delikatny dźwięk fortepianu. Od kiedy we Wrzeszczącej Chacie był fortepian? Zajrzał do pokoju na parterze i zauważył gryfonkę siedzącą przy nim i naciskająca klawisze, które tworzyły w miarę zjadliwą dla uszu muzykę.

    - Malfoy – odezwała się kiedy usiadł obok niej na stołku. Impulsywnie przytrzymała palec dłużej na klawiszu. Zdecydowanie za blisko niej… Czuła jak jego kolana ocierają się o jej. Spróbowała ukryć swój rumieniec, ale chłopak i tak je zauważył.

    - Granger – odpowiedział wyciągając różdżkę. Stuknął w fortepian wymawiając zaklęcie. – Źle go nastroiłaś. Słuchaj teraz – i zaczął grać. Jego palce delikatnie muskały klawisze, a muzyka, która się wydobywała była wprost nieprawdopodobna do jego ciemnej aury. Śmierciożerca grający utwór Beethovena graną często dzieciom jako kołysankę. Przez chwilę na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech, ale szybko zniknął przybierając znów maską obojętności.

    - Dobrze grasz, Malfoy. Skrzaty Cię nauczyły? – zapytała z lekką kpiną.

    - Matka. Granie na pianinie należy do podstawowych umiejętności, które musi umieć arystokrata.

    - Taki z Ciebie arystokrata jak z olbrzyma dżentelmen – odpowiedziała prostując się na stołku i kładąc palce na klawiszach. Chciała dołączyć do jego idealnej gry palcami, ale jedynie co zrobiła to zepsuła melodię. Tak mocno, że ślizgon się skrzywił. Spojrzał na nią tak zimno, że szybko schowała dłonie i obserwowała jego sprawne palce poruszające się po klawiszach.

    - Jesteś bezczelna, Granger, wiesz? Mógłbym się odgryźć, ale jak na czarownicę wychowaną przez mugoli nawet dobrze grasz…

    - Jak na szlamę, Malfoy? – przerwała mu dziewczyna nie wiedząc czemu nie powiedział tego wprost.

    - Jak na czarownicę wychowaną przez mugoli – powtórzył Malfoy nie przestając grać. Nie chciał już tak do niej mówić. Nie była winna swojego pochodzenia, dopiero teraz to zrozumiał. Na początku roku szkolnego był świadkiem torturowania mugoli tylko, dlatego, że byli ,,niemagiczni”. Większość z nich nawet nie wiedziała o magicznym świecie. Umarli, bo Lord Voldemort miał taką zachciankę. Jego ojciec mu przy tym wtórował… Bał się myśleć co by zrobił gdyby dowiedział się o jego potajemnych spotkaniach z Granger.

    - To co się wczoraj wydarzyło, Malfoy…

    - To był tylko seks, Granger. Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele – odezwał się z kpiącym uśmieszkiem nie przerywając swojej gry.

    Hermionę zabolały te słowa. Z trudem powstrzymała się od płaczu. Zacisnęła mocno zęby patrząc gdzieś za fortepian. Malfoy kątem oka na nią spojrzał, ale nic nie powiedział.

    - Nie chcę, żeby to się powtórzyło, Malfoy – odezwała się kiedy już zapanowała nad drżeniem swojego głosu.

    - Ja też. Jesteś dla mnie zbyt niedoświadczona. Kto by pomyślał, Granger w tym wieku nadal dziewicą. Czyżby Potter i Weasley nie potrafili być mężczyznami?…

    - Jak śmiesz, Malfoy! – warknęła oburzona nie wierząc w jego kpiący ton. Pamiętała jeszcze jak wczoraj w łóżku był dla niej czuły, troskliwy. Jak nie on… A dzisiaj zachowywał się jakby naprawdę nic między nimi się nie wydarzyło. I może tak byłoby dla niej lepiej…

    Nawet się nie wzdrygnął kiedy podniosła się ze stołka i wybiegła z pokoju. Chwilę później usłyszał trzask towarzyszący teleportacji. Westchnął przestając grać. Wziął różdżkę i wypowiedział zaklęcie. Koniec różdżki zapalił się na biało. Był sam…

    Podniósł się ze stołka i zaczął chodzić po Wrzeszczącej Chacie co kilka kroków stając przed ścianą i stukając w nią dwukrotnie. Zrobił tak kilkanaście razy, aż w końcu się teleportował.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prolog