Minęło kilka tygodni od rozpoczęcia roku szkolnego. Potter i
reszta świętej trójki się nie pojawiła. Tak naprawdę to tylko idioci sądzili,
że w tym roku zawitają do szkoły. Codziennie starał się podsłuchiwać rozmowy
Śmierciożerców na temat łapanych zbiegów i szlam. Pocieszał go ten fakt, że
Granger jako najlepsza przyjaciółka Pottera była dobrą przynętą i tylko głupiec
by ją zabił. Chociaż… takich tu nie brakowało.
Siedział na parapecie na korytarzu niedaleko wejścia do
Pokoju Życzeń. Trzymał w dłoni kopertę z pieczęcią Malfoyów. Przerażała go jego
treść. Oczekuję Twojego przybycia dzisiaj o 20tej, Twój ojciec. Nie miał
pojęcia o co mogło chodzić. Czyżby się dowiedzieli o Granger? Od tamtej
pamiętnej nocy spotkali się jeszcze kilka razy we Wrzeszczącej Chacie. Były to nic zobowiązujące spotkania dla niej,
a dla niego były jakąś formą terapii.
Nie oszukiwał jej. Pożądał jej. Nie umiał tego wyjaśnić.
Czuł do niej takie przywiązanie jakiego nigdy do nikogo innego nie czuł.
Wiedział, że ona nigdy nie poczuje czegoś takiego względem niego. Tamta noc…
była wynikiem wydarzeń poprzedniej nocy. Granger chciała wyładować jakoś swój
smutek o ranieniu bliskich jej osób. Jeden jedyny raz, gdzie oboje przekroczyli
granice swojej znajomości. Od tamtego czasu patrzyli na siebie inaczej.
Wstał i skierował się do gabinetu dyrektora, gdzie dzięki
kominkowi Snape’a będzie mógł się przenieść do Dworu Malfoyów. Przywitał się z
chrzestnym i od razu skierował się w stronę kominka. Wziął garść proszku i
rzucił w płomienie. Chciał już mieć to za sobą. Dwór Malfoyów… pomyślał
zamykając oczy i wchodząc w płomienie.
- Syneczku… - Narcyza zerwała się z kanapy kiedy z kominka
wyszedł młody mężczyzna. Widziała go kilka dni temu, a już za nim tęskniła. Nie
zdołała namówić męża by syn ten rok spędził w domu razem z nimi. Jej zdaniem
Hogwart nigdy nie był bezpiecznym miejscem, nawet teraz kiedy jest tam Snape
dyrektorem.
- Gdzie jest ojciec? – zapytał matkę kiedy ta się do niego
przytuliła.
- W gabinecie – odparła biorąc go pod ramię. Draco nic nie odpowiedział na to, że matka
towarzyszyła mu w drodze do ojca. Zapewne pozwolił jej na to. Westchnął mijając
ciemne, zimne korytarze modląc się, żeby nie spotkać po drodze żadnego
Śmierciożercy, a tym bardziej Lorda Voldemorta. Jedynym plusem siedzenia w
szkole był… brak Voldemorta. Nie wytrzymałby w Dworze Malfoyów nawet dnia.
- Draco
- Ojcze – odpowiedział blondyn wchodząc do jego gabinetu.
Matka zamknęła za nim drzwi i skierowała się do biurka. Usiadła przed nim
czekając jak syn również to zrobi.
- Słyszałem, że niechętnie uczestniczysz w lekcjach –
odezwał się po krótkiej chwili Lucjusz Malfoy. Draco poczuł taką ulgę, że omal
nie stracił równowagi. Nic nie podejrzewali, że łączy mnie coś z Granger…
- Torturowanie pierwszoroczniaków idzie im świetnie bez
mojej pomocy… - zaczął rozmowę siadając spokojnie na krześle obok matki.
***
Kilka tygodni wcześniej…
Draco teleportował się do Wrzeszczącej Chaty punktualnie o
godzinie drugiej w nocy. Machnął różdżką, której koniec różdżki zapalił się na
czerwono. A więc nie był sam… już tu była. Skierował się w stronę schodów. Tę
drogę znał już prawie na pamięć. Oficjalnie tylko raz się spotkał z Granger.
Nieoficjalnie dwa razy… Dzień wcześniej był kiedy spała. Nie miał sumienia jej
budzić. Kiedy dowiedział się o przenoszeniu Pottera i kilku zranieniach przez
Śmierciożerców to musiał sprawdzić czy tu będzie. Musiał sprawdzić czy nic jej
nie jest. Była. Akurat spała, a jej policzki były mokre od łez. Otarł kilka łez
z jej policzków i teleportował się do Dworu.
Był w połowie schodów kiedy usłyszał delikatny dźwięk
fortepianu. Od kiedy we Wrzeszczącej Chacie był fortepian? Zajrzał do
pokoju na parterze i zauważył gryfonkę siedzącą przy nim i naciskająca
klawisze, które tworzyły w miarę zjadliwą dla uszu muzykę.
- Malfoy – odezwała się kiedy usiadł obok niej na stołku.
Impulsywnie przytrzymała palec dłużej na klawiszu. Zdecydowanie za blisko niej…
Czuła jak jego kolana ocierają się o jej. Spróbowała ukryć swój rumieniec, ale
chłopak i tak je zauważył.
- Granger – odpowiedział wyciągając różdżkę. Stuknął w
fortepian wymawiając zaklęcie. – Źle go nastroiłaś. Słuchaj teraz – i zaczął
grać. Jego palce delikatnie muskały klawisze, a muzyka, która się wydobywała
była wprost nieprawdopodobna do jego ciemnej aury. Śmierciożerca grający utwór
Beethovena graną często dzieciom jako kołysankę. Przez chwilę na jego twarzy
pojawił się delikatny uśmiech, ale szybko zniknął przybierając znów maską
obojętności.
- Dobrze grasz, Malfoy. Skrzaty Cię nauczyły? – zapytała z
lekką kpiną.
- Matka. Granie na pianinie należy do podstawowych
umiejętności, które musi umieć arystokrata.
- Taki z Ciebie arystokrata jak z olbrzyma dżentelmen –
odpowiedziała prostując się na stołku i kładąc palce na klawiszach. Chciała
dołączyć do jego idealnej gry palcami, ale jedynie co zrobiła to zepsuła
melodię. Tak mocno, że ślizgon się skrzywił. Spojrzał na nią tak zimno, że
szybko schowała dłonie i obserwowała jego sprawne palce poruszające się po
klawiszach.
- Jesteś bezczelna, Granger, wiesz? Mógłbym się odgryźć, ale
jak na czarownicę wychowaną przez mugoli nawet dobrze grasz…
- Jak na szlamę, Malfoy? – przerwała mu dziewczyna nie
wiedząc czemu nie powiedział tego wprost.
- Jak na czarownicę wychowaną przez mugoli – powtórzył
Malfoy nie przestając grać. Nie chciał już tak do niej mówić. Nie była winna
swojego pochodzenia, dopiero teraz to zrozumiał. Na początku roku szkolnego był
świadkiem torturowania mugoli tylko, dlatego, że byli ,,niemagiczni”. Większość
z nich nawet nie wiedziała o magicznym świecie. Umarli, bo Lord Voldemort miał
taką zachciankę. Jego ojciec mu przy tym wtórował… Bał się myśleć co by zrobił
gdyby dowiedział się o jego potajemnych spotkaniach z Granger.
- To co się wczoraj wydarzyło, Malfoy…
- To był tylko seks, Granger. Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele
– odezwał się z kpiącym uśmieszkiem nie przerywając swojej gry.
Hermionę zabolały te słowa. Z trudem powstrzymała się od
płaczu. Zacisnęła mocno zęby patrząc gdzieś za fortepian. Malfoy kątem oka na
nią spojrzał, ale nic nie powiedział.
- Nie chcę, żeby to się powtórzyło, Malfoy – odezwała się
kiedy już zapanowała nad drżeniem swojego głosu.
- Ja też. Jesteś dla mnie zbyt niedoświadczona. Kto by
pomyślał, Granger w tym wieku nadal dziewicą. Czyżby Potter i Weasley nie
potrafili być mężczyznami?…
- Jak śmiesz, Malfoy! – warknęła oburzona nie wierząc w jego
kpiący ton. Pamiętała jeszcze jak wczoraj w łóżku był dla niej czuły,
troskliwy. Jak nie on… A dzisiaj zachowywał się jakby naprawdę nic między nimi się
nie wydarzyło. I może tak byłoby dla niej lepiej…
Nawet się nie wzdrygnął kiedy podniosła się ze stołka i
wybiegła z pokoju. Chwilę później usłyszał trzask towarzyszący teleportacji.
Westchnął przestając grać. Wziął różdżkę i wypowiedział zaklęcie. Koniec
różdżki zapalił się na biało. Był sam…
Podniósł się ze stołka i zaczął chodzić po Wrzeszczącej
Chacie co kilka kroków stając przed ścianą i stukając w nią dwukrotnie. Zrobił
tak kilkanaście razy, aż w końcu się teleportował.
Komentarze
Prześlij komentarz