Część pierwsza składa się tylko z prologu i epilogu oraz pięciu krótkich rozdziałów. Całą tą część pierwszą traktuję jako długi wstęp do właściwej historii, która pojawi się w części drugiej. Mam nadzieję, że nie zrazicie się i dotrwacie do części drugiej.
Miłego dnia!
- Dziękuję, że zgodziłeś się pójść ze mną na to przyjęcie –
przerwała ciszę Hermiona kiedy wracali od Slughorna.
- Nie ma za co, Hermiono. Chętnie pójdę na kolejne –
odpowiedział, jak zwykle, pewnym głosem Cormac idąc u jej boku. Nagle zatrzymał
się w połowie korytarza. Spojrzała na niego zdziwiona kiedy ją również zmusił
do zatrzymania się. Nie zdążyła nic powiedzieć, bo poczuła jego usta na swoich.
Próbowała go od siebie odepchnąć, ale on w odpowiedzi popchnął ją na ścianę.
- Cormac, przestań. Ja nie chcę – mówiła z trudem brunetka
próbując go nadal od siebie odepchnąć.
- Nie udawaj świętoszki. Wszyscy doskonale wiedzą czemu mnie
zaprosiłaś – mówił szeptem przenosząc dłonie na jej talię. Hermiona przeklęła
siebie w duchu, że postanowiła nie brać ze sobą różdżki.
- Cormac! Przestań! – warknęła walcząc z łzami kiedy zaczął
całować ją po szyi. Nie liczyła na żaden ratunek. Jedynie miała nadzieję, że
jego sumienie się obudzi i nie naruszy dalej jej godności.
Nagle jakaś nieznana siła odciągnęła go od niej. Zszokowana
patrzyła jak McLaggen uderza o ścianę, ale niewidzialna siła nie pozwala mu się
po niej osunąć. Niewidzialna dłoń niemiłosiernie zaciskała się na jego gardle.
- Jeśli kobieta mówi nie to oznacza ,,nie”, McLaggen –
spojrzała w kierunku skąd usłyszała zimny głos. Malfoy trzymał wysoko uniesioną
różdżkę patrząc z chęcią mordu na gryfona. Hermiona miała wrażenie, że nawet
jej nie zauważył, ale myliła się. Przeniósł na nią swój chłodny wzrok. Szybko
zlustrował ją wzrokiem zatrzymując się dłużej na zsuniętym ramiączku. Brunetka
szybko go poprawiła czując jak policzki robią się czerwone.
- Daj spokój, Malfoy. Przecież to szlama – uśmiechnął się
drwiąco do ślizgona. Hermionie łzy spłynęły po policzkach. Rozumiała ślizgonów,
którzy ją tak nazywali, była nieczystej krwi, ale nigdy nie podejrzewała o
takie słowa żadnego gryfona.
- Ale ta szlama jest kobietą, a kobiety traktuje się z
szacunkiem – Malfoy prawie syczał podchodząc do gryfona.
- Ślizgon mówiący o szacunku do kogokolwiek? Śmieszne,
Malfoy – ledwo dokończył te słowa, a zakrztusił się czując jak niewidzialna
siła mocniej zaciska jego gardło. – Ogarnij się, Śmierciożerco! – wysyczał
gryfon chcąc go sprowokować. Hermiona uznała, że postąpił największy błąd
nazywając Malfoya Śmierciożercą. Może nim był, ale… tylko głupiec pozwoliłby
sobie na takie określenia w swoją stronę. A Malfoy zdecydowanie do głupców nie
należał.
- Jak dobrze, że o tym wspomniałeś – Hermiona wzdrygnęła się
kiedy poczuła jego zimny śmiech. – Wiesz co robią Śmierciożercy, McLaggen?
Zabiją.
- Nie, Malfoy! Wystarczy – brunetka postanowiła wkroczyć
widząc jak Malfoy bliżej podchodzi do gryfona, a McLaggen robi się siny na
twarzy.
Ślizgon nie odpowiedział, nawet na nią nie spojrzał. Opuścił
różdżkę, a gryfon opadł na nogi łapczywie łapiąc oddech. Obrzucił ich
pogardliwym spojrzeniem i uciekł korytarzem. Malfoy jeszcze chwile stał na
środku, ale i w końcu on ruszył korytarzem w stronę schodów.
- Malfoy! – krzyknęła za nim, ale nie zatrzymał się. Zaczęła
za nim iść, prawie biegnąć, żeby go dogonić. Krzyknęła ponownie, ale również na
nią nie zwrócił uwagi. Nagle odwrócił się tak gwałtownie, że omal na niego nie
wpadła. Zatrzymała się lekko zdyszana kilka kroków przed nim.
- Czego, Granger? – warknął oschle.
- Chciałam podziękować…
Malfoy parsknął śmiechem.
- Następnym razem wyciągnij różdżkę zamiast czekać na
ratunek. Gdybym wiedział, że to ty to uwierz… nie marnowałbym czasu na taką
głupotę – warknął. Kłamał. Doskonale wiedział, że to ona. Kiedy z daleka
usłyszał jej przerażony głos… coś w nim pękło. Sam nie wiedział co to za
uczucie. Poczuł nagłą wściekłość. Wiedział, że był skłonny zabić tego kto
chciał ją zranić. Gdyby się wtedy nie odezwała, McLaggen leżałby właśnie
martwy. Nieświadomie go uratowała przed dożywotnim wyrokiem w Azkabanie.
Chociaż… i tak tam trafi.
- Ja nie miałam jej przy sobie – sama nie wiedziała czemu to
powiedziała. Czemu mu się zwierzyła ze swojej głupoty?
- I to Ciebie nazywają najmądrzejszą czarownicą tego
stulecia? – zapytał z drwiną. Nie czekając na jej odpowiedz, odwrócił się i
odszedł.
Hermiona wróciła do Pokoju Wspólnego. Była z siebie dumna,
że się nie rozpłakała. Chciała szybko przebiec niezauważona do dormitorium, ale
nie udało jej się to. Ron, ubrany w piżamę, pomachał do niej, żeby do nich podeszła.
Harry nadal miał na sobie strój wyjściowy.
- Pięknie wyglądasz, Hermiono – ocenił Ron spoglądając na
nią z podziwem. Dziewczyna w odpowiedzi jedynie się uśmiechnęła. Przez chwilę
myślała, żeby im opowiedzieć o tym co chciał zrobić Cormac, ale powstrzymała
się. Już znała ich relację. Ron się wścieknie. Harry… w sumie też, ale potem
się zmartwi i będzie chciał biec do Dumbledore’a. Przeczuwała, że też musiałaby
wspomnieć kto jej pomógł, a tego wolała uniknąć.
- Zdziwiło Cię, że Malfoy chciał wtargnąć na przyjęcie
Slughorna?
- Moim zdaniem on po prostu spacerował. A Filch, jak to
Filch, złapał go i gdy zobaczył jego garnitur uznał, że chce wtargnąć na
przyjęcie.
- Ty go bronisz, Hermiono?! – warknął oburzony Ron.
- Nie, Ronaldzie! Po prostu nie widzę powodu czemu miałby
tam iść. Miał ochotę na szampana? Galaretkę? – pytała z lekką drwiną. – To
Malfoy! Uwierzcie mi. Po co miałby chcieć dostać się na to przyjęcie… -
powtórzyła jakby sama siebie chciała przekonać, a nie ich.
- Może chciał szpiegować..
- Nie bądź śmieszny, Ronaldzie! Co miałby podsłuchać? Opinie
o galaretce zielonej i czerwonej? A może porównanie przystawek? Co lepsze:
krewetki czy kiełbaski – i udała, że się zamyśliła.
- Przestańcie! – przerwał im Harry widząc jak rudowłosy
otwiera usta. Hermiona nic nie powiedziała. Skrzyżowała jedynie ramiona na
piersi patrząc na niego oczekująco.
- Wyszedłem w trakcie przyjęcia… - kontynuował Harry.
- Właśnie… Szukałam Cię. Gdzie poszedłeś? – zapytała
szczerze zaciekawiona.
- Wyszedłem za Malfoyem i Snapem…
- Harry! – krzyknęła oburzona. – Ile razy Ci mówiłam, byś…
- Było warto, Hermiono! – przerwał jej czarnowłosy wiedząc,
że chcę głosić swoje kazanie. Kolejne na temat jego obsesji na Malfoya. Dzisiaj
dowiedział się, że nie była ona jedynie wymysłem jego wyobraźni.
- Czemu? – zapytała lekko przerażona. A jeśli Harry śledząc
dalej Malfoya przyłapał ich na korytarzu i wszystko widział?
- Malfoy ma zadanie. Rozmawiał o tym ze Snapem. Nie chciał
powiedzieć jakie – dopowiedział wyprzedzając pytanie Hermiony. – Zadanie od
Voldemorta – dodał nie zwracając uwagi na głośne wciągnięcie powietrza przez
Rona. – Oskarżył Snape’a o to, że chce odebrać mu sławę..
- Jak to Snape… - wtrącił Ron.
- Był na niego wściekły. Mówił, że złożył jego matce
wieczystą przysięgę…
- Co zrobił?! Na pewno tak powiedział? Wieczysta Przysięga?
– przerwał mu Ron wyraźnie czymś zdenerwowany.
- Tak, a co?
- Takiej przysięgi nie można złamać…
- Przysięga do tego zobowiązuje, Ronaldzie – mówiła oburzona
Hermiona.
- Nie o to chodzi, Hermiona… - powiedział lekko blady.
Hermiona podniosła brwi. Zaintrygował ją tym. – Gdy się złamie Wieczystą
Przysięgę to…
- To co? – zapytała lekko zirytowana zachowaniem
przyjaciela. Wyduś to z siebie, krzyknęła na niego w myślach.
- … umiera się – dokończył. W Pokoju Wspólnym zapanowała
cisza. Hermiona spojrzała zszokowana na Harrego. Była pewna, że myśleli teraz o
tym samym. Jakie zadanie dostał Malfoy, że matka boi się o jego życie?
Komentarze
Prześlij komentarz