Przejdź do głównej zawartości

Rozdział pierwszy

 

    Kilka miesięcy wcześniej

    Hermiona usiadła na łóżku i rozejrzała się po raz ostatni po pokoju. Nadal walczyła ze sobą czy to co planuje zrobić jest najlepsze dla rodziców. Wiedziała, że Śmierciożercy będą próbowali ich znaleźć… Jeśli posłużyliby się jej rodzicami nigdy by sobie tego nie wybaczyła. Gdyby jej nie znali… Gdyby nie mieli córki czarownicy… Byliby bezpieczni i tak właśnie zrobi. Wymazie im pamięć o sobie.

    Zacisnęła mocno dłonie na różdżce i wypowiedziała zaklęcie niewerbalne. Z jej różdżki wystrzelił jasnoniebieski płomień, który po chwili zmaterializował się w wydrę. Poskakała trochę na około niej, aż w końcu usiadła przed nią czekając na kolejną wiadomość do przekazania.

    - Masz mu się pokazać tylko wtedy kiedy będzie sam… - zaczęła cicho dziewczyna mówiąc do patronusa. Wydra stawała się słuchać jej z uwagą. – Chcę się z Tobą spotkać. Będę czekać na Ciebie codziennie o drugiej w nocy przez dziesięć minut we Wrzeszczącej Chacie. Mam nadzieję, że w końcu zechcesz się ze mną spotkać. Nie mam złych zamiarów i wiem, że ty względem mnie też  ich nie masz. Obiecuję Ci, że będę sama.

    Przymknęła oczy, a kiedy je ponownie otworzyła wydry już nie było z nią w pokoju. Ścisnęła jeszcze mocniej palce na różdżce jak to tylko możliwe. Teraz czekało ją o wiele trudniejsze zadanie. Zejść do rodziców… Chciała jeszcze spędzić z nimi jak najwięcej czasu, ale to było niemożliwe. Im szybciej o niej zapomną tym lepiej dla nich. Kilka łez spłynęło jej po policzku kiedy usłyszała wołającą ją mamę.

***

    Pojawiła się we Wrzeszczącej Chacie kilkanaście minut przed wyznaczonym terminem spotkania. Podniosła różdżkę i wymówiła zaklęcie niewerbalne. Była sama. Nikogo innego poza nią nie było. Skierowała się w stronę schodów, a następnie w stronę pomieszczenia, gdzie ostatnio przebywała tam na trzecim roku. Zajrzała do pokoju, która okazała się sypialnią. Wcześniej na to nie zwróciła uwagi.

    Zaczęła chodzić po sypialni machając różdżką doprowadzając pokój do dawnej świetności. Zniknęły pajęczyny, kilkucentymetrowe warstwy kurzu, brud na drewnianych podłogach. Poza kilkoma zaklęciami czyszczącymi zajęła się również naprawą zniszczonych mebli, a kiedy i z tym się uporała, wyczarowała kilka rzeczy od siebie chcąc dodać temu pomieszczeniu większego uroku. Postawiła duży wazon z polnymi kwiatami na stoliczku kawowym między dwoma fotelami i usiadła na jednym z nich.

    Spojrzała na zegarek i posmutniała. Zbliżała się godzina trzecia, a on nie przyszedł i szczerze wątpiła w to, że teraz się zechce pojawić. Rozejrzała się jeszcze raz po sypialni podziwiając swoje dzieło. Jeszcze przydałoby się okna naprawić, zasłony zmienić… przyszło jej na myśl, ale to następnym razem. Podniosła się z miejsca i teleportowała się w okolice Nory. Jutro planują przenieść Harrego. Musi być wypoczęta.

    Następnej nocy pojawiła się jeszcze wcześniej. Od razu po tym jak wszyscy poszli spać się teleportowała. Nie potrafiła patrzeć na cierpienia tych wszystkich. Widziała zranionego George’a. Wiadomość o śmierci Moody’ego nią najbardziej poruszyła. Ten auror, który był jej autorytetem. Miała go za jednego z najlepszych aurorów w Ministerstwie. Gdyby nie zdrada Mundungusa Fletchera to może, by żył…

    Usiadła na fotelu i otuliła się ramionami. Pomimo wszystko kiedy zobaczyła żywego Harrego oraz Rona poczuła ulgę. Nie ukrywała, że przez całą drogę modliła się o to, że jeśli komuś miała stać się krzywda to prosiła, żeby to na nią wypadło. Nie chciała nawet myśleć co by zrobiła, gdyby się dowiedziała o stracie któregokolwiek z nich.

    Oparła się o oparcie fotela i przymknęła oczy chcąc powstrzymać napływające łzy. Nie zauważyła kiedy zasnęła. Wzdrygnęła się kiedy poczuła na swoim policzku czyjeś palce. Ocierał jej chyba łzy z policzków. Był to dziwny dotyk… Miał bardzo zimne dłonie. Otworzyła momentalnie oczy, ale nikogo w pomieszczeniu nie było. Dotknęła policzków, ale nadal były mokre. To był tylko sen… Niby czemu miałby jej dotykać… Spojrzała na zegarek i teleportowała się ponownie w okolice Nory.

    Pojawiła się następnej nocy pół godziny przed umówioną godziną. Poprawiła ostatnie mankamenty w sypialni oraz podstawowe rzeczy w całej chacie. Kuchnię doprowadziła do w miarę normalnego użytku i zrobiła sobie herbatę. Usiadła ponownie na fotelu przykrywając się kocem i otworzyła Baśnie Barda Beedla’a. Zaczęła czytać drugą opowieść. O Fontannie Szczęśliwego Losu. Uśmiechnęła się podczas czytania, Nevillowi na pewno by się spodobała ta opowieść. On aż wielbił zielarstwo…

    I znowu zasnęła… Obudził ją szelest. Dopiero po chwili się zorientowała, że nie trzymała już książki w dłoni, a ten szelest to było nic innego niż przeglądanie stron. Otworzyła delikatnie oczy i spojrzała przed siebie. Naprzeciwko niej, na drugim fotelu, siedział Draco Malfoy z jej książką w dłoni. Przewrócił kolejną stronę. Jeszcze nie zauważył, że się obudziła. Wydawał się być wciągnięty w lekturę. Zabawne jest widząc Malfoya czytającego bajki dla dzieci… Zaśmiała się w duchu.

    - Malfoy – odezwała się po krótkiej chwili.

    - Granger – odpowiedział na jej ,,przywitanie”, nie odrywając wzroku od strony. Nie wiedział jak ma na nią reagować, więc uznał, że wciągnięcie się w lekturę będzie idealnym planem. Tak naprawdę znał te bajki na pamięć. Matka mu je czytała, gdy był mały.

    - Cieszę się, że przyszedłeś… - zaczęła ostrożnie nie do końca wiedząc jak ma zacząć tę rozmowę.

    - Czy byłaś tam?

    - Gdzie byłam? – zapytała szczerze zdziwiona podnosząc się na fotelu.

    - Przy ewakuacji Pottera. Słyszałem jak mówili o kilku Potterach. Z każdym Potterem był jakiś auror lub inny dorosły czarodziej – prychnął cicho. – Czy byłaś jednym z Potterów? – zadał pytanie podnosząc na nią wzrok.

    - Tak, byłam.

    Zatrzasnął książkę i odłożył ją na stolik. W mgnieniu oka wstał i stanął przed nią. Hermiona wstrzymała oddech kiedy się nad nią nachylił. Oparł dłonie o oparcie fotela i jego twarz teraz była jedynie kilka centymetrów od jej.

    - Czy ty oszalałaś, Granger?

    - To mój przyjaciel. Musiałam i chciałam mu pomóc, Malfoy – mówiła na swoje usprawiedliwienie starając się nie opuścić wzroku.

    - Mogłaś zginąć, Granger! – wybuchnął w końcu.

    - Nawet jeśli bym zginęła to raczej nie twoja sprawa, prawda? – zapytała prowokacyjnie Hermiona podnosząc się powoli z fotela. Malfoy odsunął się od niej kiedy wstała. – Powiedz mi, Malfoy. Jakie są twoje prawdziwe intencje? Mam uwierzyć, że chronisz mnie tylko po to, żeby teraz mnie dobić? Dałeś mi książkę do nauki tylko po to bym ją miała w swojej małej kolekcji? Wkurzasz się o to, że McLaggen mnie dotykał…

    - Skąd ty o tym wiesz? – warknął.

    - Marta jest bardzo rozmowna, wiedziałeś? – uśmiechnęła się lekko ironicznie. Malfoy westchnął żałośnie. – Co ty knujesz, Malfoy?

    - Nie chcę byś zginęła, Granger… - wyszeptał cicho.

    - Czemu? – na jej pytanie jedynie wzruszył ramionami. Pewnie sam nie wie dlaczego… - Czujesz coś do mnie oprócz nienawiści?

    - Nigdy nie czułem do Ciebie nienawiści. Do Pottera tak, i Weasleya w sumie też, ale do Ciebie nigdy. Próbowałem, ale nie potrafiłem – odpowiedział jej szczerze. Hermiona była zbyt zaskoczona, żeby zareagować na jego słowa. Podszedł do niej powoli i stanął przed nią. Ogarnął jej lok z twarzy i patrzył z niemałym trumfem na zdezorientowaną twarz najmądrzejszej czarownicy tego stulecia.

    - Czy ty mnie…. kochasz? – sama nie wiedziała jakim cudem to słowo przeszło jej przez gardło, ale jakoś przeszło…

    - Nie bądź śmieszna, Granger. Malfoyowie nie wiedzą co to miłość, a ja jestem stuprocentowym Malfoyem. Ja tylko potrafię pożądać i chyba pożądam Ciebie, Granger…

    - Chyba? – przerwała mu lekko przerażona.

    - Chyba… - powtórzył i nim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, pocałował ją. Złożył swoje usta na jej i miał nadzieję, że odda pocałunek. Zrobiła to po dość długiej chwili. Draco uznał to za pozwolenie do dalszych czynów.


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prolog

 

Rozdział drugi