Przejdź do głównej zawartości

Rozdział drugi

 W tym rozdziale będzie dość duży fragment dialogu wykorzystany z filmu. Ten kto dużo razy obejrzał szóstą część napewno to zauważy. Miłego dnia, kochani :)


    Hermiona stała jeszcze chwilę na korytarzu obserwując zamknięte drzwi prowadzące do łazienki Jęczącej Marty i odwróciła się z zamiarem pójścia do biblioteki wypożyczyć kilka książek. Ruszyła korytarzem na pierwszym piętrze i po chwili stała przed zamkniętymi drzwiami jej oazy spokoju. Westchnęła. Mogła się domyślić, że będzie zamknięta pierwszego września. Kto normalny w pierwszy dzień szkoły idzie do biblioteki. No cóż, ja...

    Odwróciła się i pewnym krokiem ruszyła w stronę schodów. Zatrzymała się tylko raz, kiedy zauważyła wychodzącego Malfoya z łazienki. Nie zwrócił na nią uwagi i dobrze. Ten dzień chciałabym skończyć w miłej atmosferze.

    - Hermiona! Gdzieś ty była z Malfoyem?! – usłyszała pełen głos wyrzutu przyjaciela kiedy weszła do Pokoju Wspólnego. Zrozumiała dopiero wtedy kiedy pomachał jej Mapą Huncwotów przed oczami.

    - Nie byłam z nim, Harry. Szłam do biblioteki. Minęłam go i tyle – odparła lekceważąco siadając na fotelu przy kominku.

    - To jest Śmierciożerca, Hermiono. Proszę… Uważaj na niego…

    - Naprawdę sądzisz, że rzuci we mnie klątwą na środku korytarza?! Harry, błagam przestań, bo popadasz w paranoję! – oburzyła się dziewczyna.

    - Po prostu się o Ciebie martwię. Oboje się martwimy – spojrzał na Rona. – Pamiętamy ile razy przez niego płakałaś. Nie chcemy, żeby coś się stało z jego winy…

    - Nie zapomniałam tego, ale dzięki za przypomnienie, Harry! – warknęła podnosząc się z fotela. Zabrała swoją książkę ze stolika i biegiem ruszyła do dormitorium.

***

    Stał oparty o chłodną ścianę i obserwował gryfonkę, która siedziała pod komnatą z książką w dłoni. Prychnął pod nosem. Zaczął się zastanawiać czy rozstaje się z nimi chociażby na minutę. Jak wyglądał jej prysznic? Zastanowił się cicho, aż w końcu się ogarnął. Przeraziła go myśl o nagiej gryfonce. Mugolskiej krwi. Od razu się podniosła kiedy na horyzoncie pojawił się Slughorn. Pilna uczennica, no oczywiście. Trzeba się podlizać kolejnemu nauczycielowi.

    Prychnął kiedy Bliznowaty spóźnił się na lekcję, a Slughorn powitał go z otwartymi ramionami. Snape by mu nie odpuścił, od razu odjąłby punkty i wlepił tygodniowy szlaban. Wiedział już, że będzie tęsknił za lekcjami z chrzestnym.

    - A więc uwarzyłem eliksiry. Jakieś sugestie co to może być… Tak, panno?

    - Granger, profesorze.

    Momentalnie podniósł głowę kiedy usłyszał jej głos. Stała niedaleko niego i właśnie wystąpiła z tłumu kierując się w stronę stołu, na którym stały kociołki z eliksirami. Musiał stwierdzić, że nie była taka brzydka jak kilka lat temu. Sam nie wiedział co go do niej ciągnęło? Może wiedza? Do głupich nie należała… to musiał przyznać. Z bólem serca, ale musiał.

    - To jest veritaserum, czyli potężny eliksir prawdy – jej głos był melodyjny, bez zawahania. Jakby była pewna tego co mówi i niestety musiał przyznać jej rację. Nie myliła się. Ona nigdy się nie myliła… Kątem oka widział jak Potter z Weasleyem biją się o książkę. Jakie to prymitywne…

    - A to jest amortencja. Najsilniejszy miłosny eliksir. Jego zapach każdy odczuwa inaczej w zależności co kto lubi. Czuję na przykład.. skoszoną trawę, pergamin i… pastę… do zębów! – mówiła cicho rozmarzonym głosem. Skoszona trwa? Zastanowił się, kto normalny lubił zapach skoszonej trawy… nigdy jej nie wąchał, ale nie wyobrażał sobie, żeby miała piękny zapach. Pergamin? To akurat było łatwe do wytłumaczenia. Uwielbiała książki. Gdyby mogła to zapewne związała się z nimi świętym związkiem małżeńskim. Najlepiej z całą biblioteką. Pasta do zębów? To wydawało mu się najdziwniejsze. Mycie zębów należy do obowiązków i… przyjemności. Bo kto by nie chciał mieć świeżego oddechu… Ale żeby eliksir miłosny pachnął pastą do zębów? To już lekka przesada.

    Wzdrygnął się kiedy Zabini szturchnął go w ramię. Spojrzał na niego, a ten pokazał mu dziewczyny, które jak zahipnotyzowane szły w kierunku eliksiru. Z lekkim politowaniem stwierdził, że oprócz gryfonek była wśród nich Pansy. Parsknął śmiechem, a reszta ślizgonów zawtórowała mu. Żałosne, przeszło mu na myśl. Gdyby kazał im skoczyć z Wieży Astronomicznej to zapewne by to zrobili, na pewno Crabbe i Goyle. Zabini jako jedyny z nich miał rozum.

    Oderwał wzrok od dziewczyn i znalazł Granger. Stała nadal pod ścianą u boku swoich przyjaciół i również patrzyła z lekką pogardą na dziewczyny zauroczone tym eliksirem. Gryfoni podobnie jak Ślizgoni mieli ubaw z koleżanek. Pokręciła głową i spojrzała w jego kierunku. Kąciki jej ust lekko się uniosły. Uśmiechnęła się do niego. Czemu?

    - Jednak amortencja nie wzbudza prawdziwej miłości, bo to niemożliwe, ale powoduje bardzo silne zadurzenie lub obsesję. I z tego powodu to zapewne najniebezpieczniejszy eliksir w tej sali – mówił Slughorn i przykrył wieczko od kociołka.

    - Ale nie powiedział pan co jest tutaj – odezwała się jakaś gryfonka wskazując na małą buteleczkę niedaleko kociołka z amortencją.

    - Aa, racja. Panie i panowie, to co tu widzicie to niezwykle dziwny eliksir znany jako Felix Felicis, ale o wiele częściej używa się nazwy…

    - Płynne szczęście.

    - Tak, panno Granger. Płynne szczęście. Nie łatwo je uwarzyć, a jeden błąd sporo kosztuje. Jeden łyk, a wszystko co robisz będzie się kończyć sukcesem. Oczywiście tak długo póki działa – dodał Slughorn z uśmiechem. – Cóż, to właśnie dzisiaj będzie nagrodą, jedna mała fiolka Felix Felicis dla ucznia, który w najbliższą godzinę wyprodukuje nam wywar Żywej Śmierci w miarę użyteczny. Wskazówki znajdziecie na stronie dziesiątej…

    Coś jeszcze dalej mówił, ale nie słuchał. Otworzył książkę na podanej stronie i odszedł w kierunku swojego miejsca pracy. Musiał zrobić wszystko, żeby zdobyć ten eliksir. Kątek oka spojrzał na brunetkę w drugim końcu Sali. To właśnie ona tutaj jest jego największą konkurencją. Tym razem musiał być od niej lepszy. Nie spodziewał się, że na koniec zajęć będzie obserwował Pottera z buteleczką Felix Felicis.

***

    Reszta zajęć minęła Hermionie w miłej atmosferze pomijając fakt, że chciała wyciągnąć z Harrego kilka informacji na temat jego nowej książki. Teraz do sprawdzenia w bibliotece miała kilka rzeczy. Musiała znaleźć dodatkowe informacje na temat zaklęć niewerbalnych oraz… kim był Książę Półkrwi. Westchnęła. Z tym drugim nawet nie wiedziała gdzie szukać. Rzuciła torbę na stoliczek w dziale ,,Znani Czarodzieje Tego Stulecia”. Założyła ręce na biodrach chodząc od regału do regału i w takiej sytuacji zastał ją Harry.

    - Szukasz czegoś o tym Księciu, prawda? – nie musiał pytać, żeby znać odpowiedz. Wyszczerzył zęby kiedy spojrzała na niego srogo i wróciła do analizowania okładek książek. Wyciągnęła z półki księgę o czarodziejach praktykujących eliksiry. Ominęła przyjaciela i usiadła przy stoliczku zakładając nogę na nogę.

    - Slughorn zaprosił mnie do Klubu Ślimaka – oznajmił jej siadając naprzeciwko.

    - Wiem, Harry. Mówiłeś nam w pociągu – nawet na chwilę nie podniosła głowy zajęta szybkim przewracaniem stron.

    - Ty też dostałaś zaproszenie.

    Hermiona podniosła nagle głowę patrząc zdziwiona na Harrego. Przeniosła wzrok na jego dłoń, w której trzymał list zatytułowany jej imieniem i nazwiskiem.

    - Lubi zbierać perełki, więc na pewno chciałby mieć w kolekcji najmądrzejszą czarownicę tego stulecia…

    - Harry, proszę Cię! Przestań! – nienawidziła jak ktoś tak do niej mówił. Po prostu bardzo dużo czasu poświęciła na czytanie książek. Teraz przyszło jej to na dobre. Nowy profesor ją polubił. Mimowolnie się uśmiechnęła otwierając list i faktycznie, czytając zaproszenie do Klubu Ślimaka.

    - Przestanę jeśli obiecujesz dać spokój z tym podręcznikiem…

    - Harry! Ale to może być niebezpieczne! – zawołała kiedy podnosił się z krzesła.

    - Jeszcze żadna książka nikogo nie zabiła, Hermiono…

    - I tu się mylisz. W dziewiętnastym wieku….

    - Do zobaczenia na kolacji, Hermiono – przerwał jej wychodząc z biblioteki.

    Stała jeszcze przez kilka chwil pomiędzy regałami, aż w końcu odłożyła książkę na miejsce i wzięła torbę ze stolika. Mijając kolejne regały uznała, że mało jest ludzi w bibliotece. Błąd… Od zawsze uważała, że nigdy nie można przekładać nauki na ostatni moment. Żałowała, że jako prefekt nie może dawać nakazu pierwszoroczniakom spędzania godzinę dziennie w bibliotece. Byłaby wtedy spełniona.

    Skręciła w dział ,,Zaklęcia w praktyce. Naprawy zaklęciami”. Miała nadzieję, że zacznie pisać już esej na zajęcia, ale… Zatrzymała się w pół kroku kiedy zauważyła kogoś stojącego przy małym sztosie książek, na którą właśnie odkładał kolejną. Draco Malfoy sięgnął po kolejną książkę z półki i zaczął ją wertować w poszukiwaniu spisu treści lub skorowidzu. Nie zauważył jej, a ona nie miała ochoty wpadać mu w oczy. Nie chciała usłyszeć jego wyzwisk w jej stronę. Rozejrzała się wokół, ale nigdzie nie zauważyła Crabbe’a ani Goyle’a. Dziwne... Nigdzie się bez nich nie ruszał. A może byli zbyt tępi by wejść na ten teren? Parsknęła w myślach dziewczyna i odwróciła się. O zaklęciach poczyta innym razem. Może po kolacji…

    Draco wyczuł, że ktoś go obserwował. Podniósł lekko wzrok kiedy dziewczyna się odwróciła i ruszyła szukać innego działu. Nie wiedział jak ma na nią reagować. Przez chwilę myślał nawet, żeby do niej podejść i poprosić o pomoc w zaklęciach. Nawet gdyby nie nienawidzili się od pierwszego roku to jaką argumentację by jej podał? Hej, Granger. Mam zadanie od Lorda Voldemorta. Muszę zabić Dumbledore’a. Pomożesz mi? Muszę naprawić Szafkę Zniknięć w Pokoju Życzeń? Po co? Ah, po to, żeby sprowadzić Śmierciożerców, żeby zdewastowali szkołę. To jak pomożesz? Zaśmiał się w myślach na swój głupi wymysł tej rozmowy. Zamknął kolejną książkę i odłożył na półkę. Ta mu się zdecydowanie nie przyda. Przesunął palcem po grzbietach kilku książek i wyciągnął kolejną. Westchnął nim ją otworzył i zaczął przeglądać spis treści.

    Gryfonka w tym samym czasie postanowiła zainteresować się magią bezróżdżkową. Taka wiedza na pewno by się jej najbardziej przydała w pojedynkach. Szła szybko między regałami na sam koniec biblioteki, gdzie znajdowały się działy dla zaawansowanych. Prychnęła. Tutaj kompletnie nikogo nie było. A szkoda… Gdzie byli siódmoklasiści, którzy powinni się już teraz uczyć do OWUTEMów? Nie zdadzą i dopiero będzie płacz… Przeszło jej na myśl kiedy znalazła dział ,,Magia bezróżdżkowa”. Wzięła książkę z wiedzą podstawową i usiadła przy stoliczku. Różdżką zapaliła lampkę na nim i wzięła się za czytanie. Miała czas do kolacji. 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Prolog

 

Rozdział drugi