Pojawia się epilog części pierwszej. Moją ulubioną częścią jest druga. Tam większość rzeczy się będzie powoli wyjaśniać. Draco zacznie się otwierać na wojnę.
- Malfoy! – wykrzyknęła znajdując go na korytarzu. Nie
zareagował na nią. – Drętwota!
Blondyn odwrócił się w jej stronę, a zaklęcie odbiło się od
tarczy. Magia niewerbalna dawała mu przewagę. Jeśli gryfonka przyłożyłaby
trochę więcej czasu na naukę to nie miałby szans się przed nią obronić.
- Uciekaj, Granger! – warknął przerażony wiedząc, że to
tylko kwestia minut nim Śmierciożercy pojawią się w szkole, a wiedział
doskonale, że nie pozwolą jej przeżyć… Tym bardziej Lestrange na to nie
pozwoli. Od dawna podejrzewał, że ciotka miała problemy emocjonalne.
- Ja wiem gdzie idziesz, Malfoy… - zaczęła spokojnie nadal
trzymając wysoko różdżkę. – Harry miał rację. Chcesz zabić Dumbledore’a!
Sprowadziłeś Śmierciożerców do szkoły, ty gnojku!
- Sprowadziłem, bo musiałem… Nie wiesz jak to jest, Granger.
Nie wiesz jak to jest kiedy Czarny Pan daje TAKIE zadanie. Mi! – mówił chłodno,
ale w pewnym momencie głos mu się załamał. Nie chciał tego mówić, ale to
zrobił. Jeśli ktoś miał go zrozumieć to właśnie ona. – Zaszantażował mnie, że
skrzywdzi matkę… Że moja rodzina tego pożałuje, Granger. Ja muszę to zrobić… -
mówił prawie szeptem.
- Nie musisz, Malfoy…Nie jesteś złym człowiekiem. Ucieknij.
Schowaj się przed nim – próbowała go przekonać podchodząc do niego bliżej.
- Nie rozumiesz. Przed nim się nie da uciec. Znajdzie mnie
wszędzie. A poza tym… nie mógłbym zostawić matki. Zabiłby ją… przeze mnie. A na
to nie mogę pozwolić. Możesz to zrozumieć? Możesz mnie zrozumieć? – sam
nie wiedział, ale chciał mieć jej zrozumienie. Właśnie jej. Nikogo innego.
Każdy inny mógłby go uważać za mordercę, ale żeby to nie była ona… Czułby się
zdradzony, chociaż nic ich nie łączyło.
- Rozumiem, Malfoy. Dlatego proszę… nie rób tego.
- Muszę… - przerwał jej.
- Nie musisz! – stwierdziła stanowczo. – Pomimo tego co
mówią inni, nie jesteś złym człowiekiem. Jesteś zagubiony. Potrzebujesz pomocy.
Zakon Feniksa Ci pomoże, pomożemy Ci. Tylko proszę.. nie rób tego. Jeśli to
zrobisz, nie otrzymasz od nas pomocy – mówiła przekonująco stając dwa kroki
przed nim. Widziała przerażenie na jego twarzy. Nigdy nie widziała, żeby Książę
Slytherinu był czymś, aż tak przestraszony.
- Ty nadal nie rozumiesz… Ja muszę go zabić, bo… inaczej ON
zabije MNIE – otworzył się jeszcze bardziej co mogło być złym pomysłem.
Mogła to wykorzystać przeciwko niemu.
- Malfoy… - chciała coś powiedzieć, ale sama nie wiedziała
co. Oboje podnieśli głowy kiedy usłyszeli z daleka charakterystyczny śmiech
Lestrange.
- A teraz Cię oszołomię za pomocą zaklęcia niewerbalnego.
Mam nadzieję, że mi to wybaczysz. Inaczej Cię zabiją, a… - zawahał się. - … a
byłaby to ostatnia rzecz, której bym chciał, Granger – dokończył cicho.
- Malfoy, proszę Cię… - zdołała jedynie wydukać zaskoczona
nim opadła nieprzytomna w jego ramiona. Przeniósł ją za kolumnę i pobiegł na
Wieżę Astronomiczną.
***
- Hermiona! Hermiona! Proszę, obudź się – usłyszała gdzieś z
oddali przerażony głos Harrego. Czuła jego ramiona na swoim ciele. Głaskał ją
delikatnie. Usłyszała jego szloch.
- Harry… - wyszeptała cicho otwierając oczy.
- Boże… Hermiona – zobaczyła uśmiech na jego zapłakanej twarzy.
Nawet nie sądziła jak mocno był przerażony, gdy zobaczył ją nieprzytomną, gdy
biegł w kierunku wyjścia na błonia. Od razu przypomniał sobie o tym co się
wtedy stało w Departamencie Tajemnic. Przez niego dostała klątwą. To przez
niego miała obrażenia wewnętrzne… A teraz… Zaatakowali ją, gdy zapewne chciała
go znaleźć. Nie przeżyłby tego, gdyby dotknął jej ciała, a ono byłoby zimne.
- Harry, co się stało?
- Dumbledore nie żyje…
- O Boże… - momentalnie łzy zaczęły jej spływać po
policzkach. Do końca miała nadzieję, że Malfoy jej posłucha i zwróci się do
nich o pomoc. Jednak się myliła.
- Wypij to – powiedział podając jej małą buteleczkę z Felix
Felicis. – Ginny i Ron już wypili. Nie mogę stracić żadnego z was… - głos mu
się lekko załamał. Dopilnował, żeby wypiła przy nim zawartość i pobiegł w
kierunku błoni. Hermiona jeszcze przez chwilę siedziała pod kolumną czując
uczucie zdrady. Nie wiedząc czemu poczuła się zdradzona przez Malfoy’a.
Otworzyła się przed nim. Otworzyła swoje serce. Zaoferowała pomoc, a on ją
wykorzystał.
Zacisnęła palce na różdżce czując napływ gniewu. Zerwała się
z miejsca i również ruszyła w kierunku Błoni. Jeśli Harry chciał się zemścić za
zabójstwo Dumbledore’a to tylko na Malfoy’u, który zapewne był właśnie tam.
Biegła ile sił w nogach czując coraz większą złość. W końcu na nie wybiegła.
Zauważyła niedaleko chatki Hagrida Snape’a i Malfoy’a. Profesor mówił coś do
niego, a ten pobiegł w kierunku Zakazanego Lasu. Chciała już za nim pobiec, ale
zatrzymał ją widok profesora podchodzącego do…
- Harry… - wyszeptała zapominając momentalnie o Malfoy’u.
Była przekonała, że Snape chce go zabić. Biegła w dół co jakiś czas potykając
się o kamienie. Była już blisko kiedy widziała jak podnosi różdżkę. Momentalnie
zrobiła to samo.
- Expulso! – wrzasnęła pierwsze zaklęcie, które
przyszło jej na myśl. Niebieski promień minął go, a Snape niewzruszony jej
postępowaniem nie zareagował. Lekko
zszokowany patrzył na swoją uczennicę. Nie dziwił się czemu to zrobiła. Pewnie
od dawna podejrzewała, że był po stronie Czarnego Pana. Powiedział coś do
Pottera tak, żeby tylko on to usłyszał i również skierował się w stronę
Zakazanego Lasu mając nadzieję, że Granger zajmie się przyjacielem, a nie nim.
Miał rację. Gryfonka upadła na mokrą trawę koło Wybrańca.
- Harry… Nic Ci nie jest? – pytała przestraszona. On jedynie
pokręcił przecząco głową nie będąc w stanie niczego powiedzieć. Czuł jak łzy
cisną mu się do oczu. – Zabiorę Cię do zamku – stwierdziła pomagając mu wstać.
- To Snape jest Księciem Półkrwi – odezwał się kiedy byli w
połowie drogi do zamku. Nie chciał mówić o Dumbledorze. Za bardzo bolało…
Hermiona przez chwilę nie wiedziała o czym mówi, ale w końcu kiwnęła głową.
***
Stała obok Harrego przy barierce i obserwowała jezioro kiedy
on trzymał w dłoni medalion Salazara Slytherina. Dowiedziała się, że to jednak
Snape zabił dyrektora, a nie Malfoy. Trochę ją to uspokoiło, jeśli można było
to tak nazwać. Ale sama nadal nie wiedziała co ma o tym sądzić. Był tam… Nie
wiadomo co by zrobił, gdyby Snape się nie pojawił.
- Myślisz, że Draco… Czy Draco mógłby to zrobić? – zapytała
w końcu po krótkiej chwili. Trochę się bała jego odpowiedzi, ale był tam. Jeśli
ktoś miał na nie odpowiedzieć to tylko on.
- Nie… On był na to za słaby. Nie chciał tego zrobić.
Płakał. Dumbledore też to wiedział, że nie da rady. Pewnie by żył… Ale zaufał
nieodpowiedniemu człowiekowi. Wiedziałem, że Snape od samego początku był po
ich stronie, a on mu ufał.
Hermionę trochę uspokoiły jej słowa. Może, aż tak bardzo nie
myliła się w jego stronę… Może nie był takim złym człowiekiem. Położyła dłoń na
ramieniu przyjaciela chcąc dodać mu trochę otuchy.
- Przez chwilę myślałem, że z Ronem coś Cię łączy, ale
Ciebie ciągnie do kogoś innego, prawda Hermiono? – mówił tak cicho, by
przypadkiem rudowłosy ich nie usłyszał.
- Wtedy kiedy został otruty to… zrozumiałam, że to co czułam
to zazdrość o przyjaciela, nie o partnera, Harry. Ja wiem, że Ron to twój najlepszy
przyjaciel, ale nie miej mi tego za złe. Nie chciałam go niczym zranić, ale to
tylko przyjaźń – odpowiedziała pomijając odpowiedz na jego domysły. A co jeśli
nie były domysłami? A co jeśli naprawdę coś czuła do Malfoy’a?
- Ty też jesteś moją najlepszą przyjaciółką, Miona –
odpowiedział, a ona na jego słowa uśmiechnęła się szczerze po raz pierwszy od
kilku dni.
Wróciła do dormitorium, żeby dokończyć pakowanie. Usiadła na
łóżku i spojrzała w okno. Nie spodziewała się, że ten rok tak się skończy. Zabójstwem
dyrektora. Jej rozmyślaniami na temat ślizgona. Coś ją do niego ciągnęło, ale
nie miała pojęcia jak ma to nazwać. Nadal w sumie nie dowiedziała się całej
prawdy czemu podarował jej tę księgę o zaklęciach niewerbalnych.
Westchnęła ciężko kiedy przeniosła wzrok na stoliczek nocny,
a tam pod książką zobaczyła kawałek pergaminu. Zdziwiona sięgnęła po to i z
zaskoczeniem zauważyła znowu G. Nie wiedziała czemu poczuła radość
widząc jego pismo. To był znak, że żył…
Myślałem, że
jednak dam radę to zrobić, ale nie potrafiłem.
M.
Był to krótki list, ale i tak sprawił u niej radość.
Uśmiechnęła się przez myśl na jego słowa. Może Malfoy naprawdę nie był złym
człowiekiem, ale zagubionym w tym wielkim, złym świecie. Może po prostu
potrzebował odrobiny pomocy… Z jej strony.
KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ
Komentarze
Prześlij komentarz