-//-
- I jak było? – wzdrygnęła się kiedy usłyszała obok siebie głos Erika. Wiedziała o co pytał. Nie odpowiedziała tylko wzięła kolejną łyżkę mleka z płatkami.
- Aż tak źle? – do Erika dołączył Brandon.
- Nie przesadzaj. Trevor nie może przecież być taki zły – usłyszała również głos Evy.
Przewróciła oczami. Cała trójka się zaśmiała. Im było do śmiechu, a jej nie. Nie chciała z nim dodatkowych zajęć. Czuła się bardzo niekomfortowo w jego ironicznym towarzystwie. Od jego osoby aż pachniało tą ironią.
- Myślicie, że Powe zgodzi się mnie trenować? – zapytała wyjadając ostatnią łyżkę.
- Żartujesz? Ty Powe’a nienawidzisz. Zresztą chyba z wzajemnością.
- Z dwojga złego wolę jego.
- Daj mu szansę – odezwała się cicho Eva nie zwracając uwagi na chłopaków. Ismena westchnęła. – Obrażał Cię wczoraj?
- W sumie… to chyba nie. Był ironiczny, jak zawsze – mówiła ze zrezygnowaniem. – Nienawidzę tej jego ironii, wyniosłości. Twierdzi, że jest najlepszy…
- Bo jest – wtrącił się Erik.
- Po czyjej ty jesteś stronie, co? – oburzyła się Ismena.
- Po twojej jak zawsze – wyrecytował.
- To dobrze.
- A więc daj mu szansę Ci pomóc – dokończyła Eva.
***
Dzisiaj na lekcję historii przyszła trochę spóźniona. Sama nie wiedziała jak to się stało. Szła powoli w kierunku sali rozmyślając o Trevorze. Może Eva miała rację? Może naprawdę chciał jej pomóc, a ona nie powinna być taka oschła dla niego? Sama już nie wiedziała co na ten temat. I to właśnie po raz kolejny z winy trzecioklasisty coś złego się stało. Nigdy się nie spóźniała, a tu proszę. Pojawił się on i nagle jakiś czarny omen pojawił się nad jej głową.
Usiadła w ostatniej ławce i wyciągnęła zeszyt na ławkę. Wygrzebała długopis i otworzyła zeszyt na następnej pustej stronie. Na jej szczęście nauczycielka dzisiaj też trochę się rozleniwiła i oprócz oficjalnych informacji nie podała jeszcze tematu zajęć.
- Dzisiaj porozmawiamy o buncie, który spowodował upadek cywilizacji XXIw. – słowa docierały do niej jak przez mgłę. Nie mogła się na nich skupić. Odwróciła głowę w lewą stronę. Widziała szary świat za oknem. Zatęskniła za słońcem. Tak dawno go już nie widziała. Odkąd pamiętała były tylko chmury, czasami deszcz.
Lubiła lekcje historii z jednego powodu. Mogła przenieść się w te piękne czasy, które jej się śniły po nocach. Kochała spać z tego o to powodu. Za każdym razem przenosiła się do tych zielonych, kolorowych terenów. Obserwowała małą dziewczynkę o bujnych brązowych włosach, które pięknie opadały kaskadami na jej plecy. Ten cudny uśmiech, beztroski. Był to świat, który wydawał się nie mieć żadnych zmartwień.
Mimowolnie się uśmiechnęła na te wspomnienia i z trudem oderwała się z nich, aby powrócić do szarej rzeczywistości.
- …Jednak do dzisiejszych czasów przetrwały grupy buntowników, którzy chcą obalić nas system. Dokładnie 12 lat temu służby wojskowe zdemaskowali dość dużą grupę, bo aż piętnastu członków. Dotarli do tajnych dokumentów, z których wynikało jednoznacznie plan zamachu stanu.
- Zabili ich? – nim zdążyła się zorientować usłyszała to pytanie wypowiedziane jej głosem.
- Wszyscy zostali skazani na karę śmierci. Publiczną. Jako przestrogę dla innych. To był ostatni rozgłos o buntownikach. Teraz już jest spokojnie, albo się dobrze ukrywają – zakończyła nauczycielka, a chwilę później zabrzmiał dzwonek.
Ismena wyszła jako ostatnia.
***
Ismena tym razem przyszła na zajęcia z chłopakiem przed czasem. Ze smutkiem stwierdziła, że się spóźniał. Kiedy już minęło kilkanaście minut zaczęła myśleć, że może nie chce jej już trenować. Nie zdziwiłaby się, ale mógłby jej o tym chociaż wcześniej powiedzieć, a nie tak po prostu ją wystawił. To nie było miłe z jego strony, ale… czy on kiedykolwiek zrobił dla niej coś miłego?
Usłyszała odgłos kroków. Ktoś wchodził po schodach. Podniosła głowę. Po chwili jej oczom ukazał się widok jakby znudzonego chłopaka. Idąc bawił się kluczem. Na jej widok uśmiechnął się w ten swój firmowy sposób.
- Spóźniony – warknęła na przywitanie.
- Miałem przyjść jeszcze później, ale to chyba lepiej bym ja na Ciebie poczekał, a nie ty na mnie. Zaskoczyłaś mnie swoją punktualnością, Laviette – mówił ironicznie otwierając drzwi. Ani razu już na nią nie spojrzał. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Dziewczyna wywróciła teatralnie oczami. Spóźniła się pięć minut, a nie blisko pół godziny…
- Dzisiaj o połowę mniejsza. Będę na dole. Musisz sama się zabezpieczyć.
- Czemu?
- Bo to nic trudnego – odrzekł szybko i usiadł przy materacach. Spojrzał na nią oczekująco kiedy ta nadal stała przy drzwiach. – Na co czekasz?
Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Skierowała się w stronę schodów i szła na górę. Nie ukrywała, że stresowała się tym czy dobrze się zabezpieczy. Od tego zależało jej zdrowie, a nawet życie… Z takiej wysokości mogłaby umrzeć, np. ze strachu.
Stanęła na pomoście. Nogi jej drżały kiedy się zabezpieczała. Kątem oka zauważyła, że chłopak obserwuje ją z dołu… beztrosko leżąc na materacu… Westchnęła. Sprawdziła jeszcze kilka razy zapięcia póki nie przypięła się. Stanęła przed deską i wzięła głęboki oddech. Faktycznie była mniejsza i zarazem wydawała się dłuższa, a wiedziała, że to niemożliwe. Nawet on nie ma takich zdolności.
Zrobiła pierwszy krok. Poczuła jak deska ugina się pod jej ciężarem. Jej serce nigdy wcześniej nie biło tak mocno jak teraz. Szła powoli w kierunku upragnionego pomostu. Była już w połowie drogi. Coś podkusiło ją by spojrzeć w dół. To był błąd. Zachwiała się. Nie zdołała się utrzymać. Z krzykiem upadła na deskę. Połowa jej ciała leżała na desce, która gwałtownie ugięła się pod tak nagłym ciężarem. Ismena nie mogła złapać tchu,. Rozpaczliwie obejmowała deskę chroniąc się przed zsunięciem z niej całkowicie.
- Spokojnie, Laviette. Podciągnij się i usiądź na niej okrakiem – z dołu dobiegł głos chłopaka. Spojrzała na niego. W jej oczach był zwierzęcy strach. Bała się poruszyć chociażby palcem.
- Przyjdź.
- Dasz sobie radę. To nic trudnego – próbował ją dalej przekonywać.
- Proszę Cię… - zawołała błagalnie. Chłopak wyczuł jak bardzo się bała. Strach ją sparaliżował. Westchnął.
- Już idę – chciał odpowiedzieć, że jest przypięta do liny i nic się jej nie stanie nawet jeśli spadnie, ale ugryzł się w język i postanowił jej pomóc.
Przymknęła oczy ze strachu. Próbowała równocześnie powstrzymać łzy. Bała się, że deska nie wytrzyma i runie na dół. Tak bardzo się tego bała. Minęło kilka sekund, może minut, może godzin, aż w końcu poczuła jak deska ugina się pod innym ciężarem. Otworzyła oczy i powoli podniosła głowę. Chłopak szedł w jej kierunku dość pewnie i szybko. Chciał jak najszybciej przy niej się zjawić.
- Jestem – usłyszała głos nad sobą. Usiadł okrakiem na desce i wyciągnął ku jej dłonie. – Podnieś się. Asekuruję Cię – mówił cicho, ale stanowczo. Zaufała. Podniosła się na tyle, żeby przerzucić nogę na drugą stronę. Zachwiała się i od razu poczuła na biodrze dłoń chłopaka. Nie przeszkadzało jej to. Cieszyła się, że ją faktycznie asekurował. Siedzieli naprzeciwko siebie, nadal jej się ręce trzęsły.
- Ja się podniosę ok? A ty za chwilę zrobisz to samo co ja z moją pomocą.
Kiwnęła głową. Obserwowała jak się podnosi. Robił to ostrożnie, ale równocześnie zgodnie z techniką, której ona najwidoczniej nie potrafiła się nauczyć. Poczuła jego dłonie pod ramionami. Wiedząc, że ją trzyma zaczęła się podnosić próbując naśladować jego ruchy. Za każdym zachwianiem czuła mocniejszy uścisk. Wyprostowała się. Jej serce nadal mocno biło. Chciała już się znaleźć na stabilnym gruncie.
- Chodź, powoli – złapał ją za dłoń i tyłem zaczął kierować się w kierunku pomostu. Ona powoli za nim. – Tylko nie patrz w dół – dodał po chwili kiedy zauważył, że jej wzrok krąży, więc utkwiła wzrok w nim.
- Zdejmij to ze mnie. Proszę… - wyszeptała cicho kiedy już znaleźli się na pomoście. Nic się nie odezwał, ugryzł się w język i spełnił jej prośbę.
- To koniec na dzisiaj – powiedział, a ona jedynie kiwnęła głową.
- Dziękuję za pomoc.
Trevor nic nie odpowiedział.
***
Następnego dnia przyszła punktualnie na zajęcia z chłopakiem. Nikogo nie było pod salą. Chciała na niego poczekać, ale postanowiła sprawdzić drzwi. Ku jej zdziwieniu były otwarte. Zajrzała i na środku pomieszczenia zauważyła Trevora siedzącego na materacach.
- Czekasz na specjalnie zaproszenie, Laviette? – odezwał się lekko zirytowany zachowaniem dziewczyny. Westchnęła i weszła do środka zamykając cicho drzwi. – Siadaj. Dzisiaj będziemy tylko rozmawiać.
- Nie mamy o czym rozmawiać, Trevor.
Chłopak się zaśmiał.
- Niestety mamy. Powe nas do tego zmusił.
- Profesor? – zapytała zdziwiona.
- Jesteś głupia czy tylko taką udajesz, Laviette? – zapytał z niedowierzaniem. – Powe kazał mi Cię trenować, więc jako twój trener muszę z tobą porozmawiać na temat treningu – odpowiedział kiedy dziewczyna się nie odezwała.
- Nie powinno to się odbyć na pierwszych zajęciach?
- Myślałem, że może nas ominąć, bo wiesz o co chodzi. Ale najwidoczniej nie wiesz.
Tymon parsknął kiedy Ismena przewróciła oczyma.
- O czym ja mam Ci opowiadać?
- O niczym. Po prostu odpowiadaj na moje pytania. To chyba nie jest trudne co? – zapytał chłopak. Brunetka nic nie odpowiedziała. Zacisnęła mocno zęby. - Pierwsze pytanie. Czego się boisz?
- To raczej prywatna sprawa, Trevor.
Westchnął.
- Naprawdę mam to gdzieś jakie są twoje lęki i obawy. Mam ciekawsze rzeczy do roboty niż planowanie jak to wykorzystać przeciwko tobie. Muszę wiedzieć na co zwrócić uwagę na tych naszych cholernych treningach – Tymon starał się mówić spokojnie, ale dziewczyna wyczuła jak jego głos drżał za zdenerwowania.
- Wszystkiego.
- A możesz konkretniej? Zacznij od tego czego się najmniej boisz.
- Ognia. Wody. Ciemności. Wysokości. Śmierci – odpowiedziała po chwili zastanowienia.
Nastała chwila ciszy. Brunetka czuła się dziwnie kiedy blondyn ją obserwował.
- Co Cię przeraża w ogniu? – zapytał krótko.
- Przecież wiesz – chłopak podniósł zdziwiony brwi. – Byłeś przy tym w izbie chorych kiedy… - wskazała na swoją rękę.
- Dobra, wiem o co chodzi. A woda?
- Chyba nikt nie chciałby się utopić, Trevor.
- Nie umiesz pływać?
- Nie umiem.
- W tym wieku, Laviette? – zapytał z ironicznym uśmieszkiem.
- Po prostu się boję.
- Dobra. Ciemność i lęk wysokości to raczej wiem o co chodzi. Dziewczyny często boją się ciemności. Potwory w kątach lub pod łóżkiem i takie tam sprawy – mówił sarkastycznie.
- Skończyłeś? – zapytała lekko podenerwowana.
- Nie, Laviette, dopiero się rozkręcam – powiedział otwierając notes.
Dziewczyna westchnęła.
***
Ismena następnego dnia przyszła wcześniej na zajęcia, żeby Trevor nie miał powodu do komentowania. Sala była otwarta, więc weszła do środka. Zdziwiła się kiedy nie zobaczyła chłopaka w środku. Postanowiła na niego poczekać. Pomyślała nad tym by przejść na koniec sali i usiąść na kanapie. Miała minimum kwadrans do jego przyjścia. Była w połowie drogi kiedy zgasło światło. Stanęła przerażona na środku pomieszczenia i odwróciła się w kierunku wyjścia. Nic nie widziała. Spojrzała z nadzieją na sufit, ale niebo było bezgwiezdne. Łzy spłynęły jej po policzku.
- Trevor? To ty? – zapytała, a głos jej drżał. Usłyszała czyjeś kroki z prawej strony. Zaczęła powoli się cofać. Nie ukrywała tego, że się bała. A ktoś nawet nie próbował być cicho. Słyszała go doskonale.
- To nie jest śmieszne – odezwała się mając nadzieję, że chłopak się opamięta i włączy światło. Czemu ona opowiadała mu o tych słabościach? Obiecała, że nie wykorzysta tego przeciwko niej, a wykorzystał i to w perfidny sposób.
Krzyknęła cicho kiedy poczuła za sobą ciało chłopaka i jego ramię na szyi. Drugą rękę trzymał jej na ramieniu, więc mogła tylko jedną go odepchnąć. Myślała, że puści i powie, że to tylko kolejna lekcja, ale on nie puszczał, a nawet wzmocnił uścisk. Przerażona dziewczyna próbowała go odepchnąć czując jak zaczyna tracić oddech.
- Tymon… Błagam Cię..
Nagle ją puścił. Od razu po jej słowach. Opadła na posadzkę łapiąc oddech. Łzy spływały jej po policzkach. Zamrugała powiekami kiedy oświecił światło. Odwróciła się w stronę wyjścia, ale zdążył wyjść. Była to jej najgorsza lekcja w życiu. Nigdy tego nie zapomni. Jeśli chciał by się przestała bać ciemności to odniósł wprost odwrotny skutek.
Podniosła się i szybko wybiegła w sali.
Komentarze
Prześlij komentarz