Mam nadzieję, że historia nie idzie zbyt wolno. Jeśli ktoś ma uwagi, że może coś idzie zbyt wolno lub zbyt szybko. A może według was zaczyna być monotonnie, a zarazem nudno. To byłabym wdzięczna, gdybyście napisali w komentarzu lub email :(
Bardzo by mi to pomogło z następnymi rozdziałami.
Jaki piękny dzisiaj dzień, była to pierwsza myśl Ismeny kiedy wstała w piątek z łóżka. Jednak dopiero pod prysznicem jej się przypomniało, że dzisiaj dzień treningu i miała wielką ochotę utopić się. Wiedziała jednak, że pod prysznicem to raczej niemożliwe…. A może? Szybko wyrzuciła tą myśl z głowy i owinięta w ręcznik wyszła z łazienki. Jak zwykle o tej godzinie nikogo nie było na korytarzu, więc spokojnie przeszła do swojego pokoju. Przyzwyczaiła się do tego, że była tą pierwszą z dziewczyn, które wstawały praktycznie ,,w nocy”. Lekko podśpiewując zaczęła się ubierać, jak każdego dnia, w szarą sukienkę. Uśmiechnęła się do odbicia w lustrze upinając swe długie włosy w ciasny kok. Przed tą czynnością nie mogła się powstrzymać przed gładzeniem włosów wręcz z miłością.
Kiedy wybiła godzina na śniadanie wyszła z pokoju i powoli ruszyła na dół do jadalni. Teraz było głośno co jej się nie podobało. Wolała tą niebiańską ciszę o świcie, ale mówi się trudno. Jak każdego dnia się przyzwyczai.
Weszła do jadalni i omal nie przeklęła kiedy zobaczyła przyjaciół w czarnych strojach. Wiedziała, że dzisiaj jest trening, a zapomniała się odpowiednio ubrać. Co się z nią dzisiaj działo? Szybko zawróciła nie zwracając na machającą w jej stronę Evę. W ciągu minuty już była ponownie w swoim pokoju i w takim samym tempem się ubrała.
Stanęła ponownie przed lustrem. Rozpuściła włosy i z taką samą czułością zaczęła je gładzić. W tym czasie do pokoju weszła Eva, a ona dopiero zauważyła jej obecność kiedy siłą zabrała jej dłoń od włosów. Spojrzała na nią zaskoczona.
- Nie wolno. Zachowuj się normalnie. Czego w tym nie rozumiesz? – mówiła cicho blondynka bojąc się, że za chwilę ktoś wpadnie do pomieszczenia i aresztuje za rozmowę o zakazanych rzeczach.
- To jest normalne.
- Nie jest. Już samym stwierdzeniem, że nie chciałaś odciąć włosów było dziwne, a co dopiero traktowanie je z miłością.
- Nie traktuję ich z miłością – zaprzeczyła szybko. Eva spojrzała na nią jak na idiotkę. – A poza tym ty też nie masz takich krótkich jak wszystkie dziewczyny – próbowała się bronić.
- Wiem i je zetnę do odpowiedniej długości, ale pragnę Ci przypomnieć, że ja nie dostałam ataku szału na wieść o ścięciu włosów. Nikt nie dostał, Iss. Chodźmy na śniadanie już, ok? – zapytała delikatnie. Brunetka kiwnęła głową. Zawiązała włosy w wysoką kitkę i wyszła za przyjaciółką.
Godzinę później Ismena siedziała w siadzie skrzyżnym pod ścianą w sali treningowej. Oglądała z wyraźnym zainteresowaniem trzecioklasistów po drugiej stronie. Po co oni tu są? Mieli zajęcia wczoraj. Miała złe przeczucia.
Tymon rozmawiał z instruktorem. W pewnym momencie obaj na nią spojrzeli bez żadnych skrupułów. Była pewna, że w jej stronę, ponieważ Powe uśmiechnął się ironicznie. Naprawdę chcą ją tutaj zabić.
- Drugoklasiści, do mnie.
Brunetka z wyraźną niechęcią wstała i skierowała się na środek sali za osobami ze swojego rocznika. Stanęła za jakimś wysokim chłopakiem i czekała na rozwój wydarzeń mając nadzieję, że instruktor nie wyłapie jej jako pierwszej z tłumu.
- Dzisiaj, jak powiedziałem wcześniej, zaliczacie walkę wręcz. Postanowiłem, że ze sobą za łatwo wam pójdzie. Zaprosiłem na naszą lekcję trzecioklasistów. Płeć męską – dałaby głowę uciął, że na jego twarzy zagościł ironiczny uśmieszek. Po tonie głosu była wstanie to wyczuć. – Będziecie zaliczać po kolei przed wszystkimi. Pierwsza osoba zostaje, reszta pod ścianę.
Ismena wyraźnie odetchnęła ulgą i poszła usiąść koło Brandona, który był następny na liście i w tej chwili się rozgrzewał nie zwracając na nią uwagi. Zaczęła obserwować rudą dziewczynę, której nie za bardzo znała, nawet chyba nigdy z nią nie gadała. Została na środku i czekała jak Powe wybierze jej przeciwnika. W końcu wybrał. Nie wyglądał na groźnego przeciwnika dopóki nie zaczęli walki. Koleżanka z rocznika wytrzymała może z dwie minuty dopóki nie padła wyczerpana na matę. Powe coś kliknął na tablecie i zawołał kolejną osobę.
- Powodzenia – powiedziała w stronę przyjaciela, który pewnym krokiem ruszył na środek sali. Przeciwnika miał takiego samego. Nie musiała nawet trzymać za niego kciuków, bo trzecioklasista po minucie już leżał na macie, a Brandon nie czekając na wynik wrócił na swoje miejsce, koło Ismeny.
- Dzięki – zaśmiał się przyjaciel. – Jaki masz plan na znokautowanie przeciwnika? – zadał pytanie po krótkiej chwili. Kiedy nie odpowiedziała, spojrzał na nią wyczekująco.
- Trzecioklasistę mam znokautować? Jedynie co mi pozostaje to utrzymać się jak najdłużej. Jak wytrzymam minutę to zdam – uśmiechnęła się delikatnie, ale sama nie sądziła, że uda jej się nawet tyle utrzymać. Nie była Brandonem.
Nadeszła jej kolej. Szła na sam środek powolnym krokiem obserwując instruktora, który kiwnął w stronę trzecioklasistów. Wciągnęła głośno powietrze do płuc kiedy zobaczyła jak z tłumu wychodzi Tymon Trevor we własnej osobie.
Ismena miała ochotę stamtąd uciec. Spojrzała ukradkiem na Brandona, który był zdziwiony zachowaniem instruktora. Dał najsłabszej drugoklasistce najlepszego z trzecioklasistów, baa z całej szkoły. Czy on chciał ją zabić?
Stanęła naprzeciwko niego. Musiała podnieść głowę, żeby spojrzeć na jego twarz. Szybko tego pożałowała, uśmiechał się ironicznie. Z takim samym uśmiechem podniósł ręce do twarzy zginając je w łokciach. Minęła może sekunda kiedy również stanęła w takiej samej pozycji i starała się przykleić do podłoża, ale nic to nie dało. Runęła na materac kiedy podciął jej nogi. Nie zauważyła kiedy to zrobił. Dosłownie mrugnęła i już leżała na plecach.
Kątem oka zauważyła minę instruktora, który przez chwilę ją obserwował, aż w końcu przeniósł wzrok na tablet będąc pewny, że to koniec walki. Ismena podniosła się szybko. Syknęła cicho kiedy poczuła ukłucie w ramieniu. Nie zdążyła zapanować nad własnym ciałem, złapała się za bolące ramię i spojrzała pełnym nienawiści wzrokiem na Trevora.
Odetchnęła kilka razy i z lekkim trudem podniosła ręce do twarzy, ledwo je ugięła w łokciach. Chłopak przez chwilę ją obserwował jakby oczekiwał na jej poddanie. Widział z jakim bólem to zrobiła. Ismena dałaby sobie głowę uciąć, że przewrócił oczyma nim również zajął odpowiednią pozycję. Tym razem pozwolił, żeby to ona pierwsza zaatakowała i skorzystała z okazji. Trevor uchylił się od jej ataku. Nie zdążyła opuścić ręki, a on złapał ją i mocno wykręcił do tyłu. Krzyknęła z bólu, a Trevor szybko ją puścił przypominając sobie, że to właśnie na to ramię upadła.
Ismena miała łzy w oczach. Ramię niemiłosiernie ją bolało. Podniosła zdrową rękę i zaatakowała. Tymon bez żadnego wysiłku złapał ją i tym razem podciął jej nogi. Nie miała siły się podnieść z materaca.
- Radzę Ci nie wstawać, bo będzie Cię więcej bolało niż tylko ramię – usłyszała cichy głos Trevora, a następnie odszedł w stronę ściany.
Ismena spróbowała się podnieść, ale nie mogła znieść bólu w ramieniu, który stał się bardziej uciążliwy. Łzy spłynęły jej po policzkach, ale szybko je otarła widząc jak instruktor jej się przygląda.
- Trevor! Zanieś ją do pielęgniarki. Raczej nie da rady się podnieść. Nie wracaj bez niej – dodał po chwili. Przymknęła oczy z bólu. Podziękowała mu, że nie kazał jej się siłą podnieść, bo na pewno nie dałaby rady. Poczuła jak czyjeś ramiona ją podnoszą na nogi i dopiero wtedy otworzyła oczy.
- Mam Cię wziąć na ręce, księżniczko, czy sama pójdziesz? – zapytał ironicznie po chwili ciszy. Ismena nic nie odpowiedziała tylko powoli ruszyła w stronę drzwi. Czuła obok siebie obecność chłopaka co jej za bardzo nie pasowało. Wolała już sama iść do tej pielęgniarki niż w jego obecności.
- Uparta jesteś – usłyszała obok siebie głos chłopaka kiedy szli korytarzem w stronę schodów. Ismena spojrzała na niego. Uśmiechnął się lekko, ale trochę złośliwie. Szybko odwróciła głowę i przyśpieszyła. Dla Trevora nie było problemu, szedł obok niej krok w krok.
- Nie lubię się poddawać – odpowiedziała cicho. Miała ochotę wysyczeć te słowa, ale postanowiła nie tworzyć kłótni, za bardzo bolało ją teraz ramię.
- I tak byś przegrała, więc co to za różnica, Laviette?
- Nie twoja sprawa! – warknęła i teraz już prawie biegła przed siebie. Trevor nic nie odpowiedział kiedy spięli się po schodach i stanęli przed drzwiami do izby chorych. Blondyn otworzył drzwi i przepuścił ją. Zaśmiał się kiedy Ismena przewróciła teatralnie oczyma.
Pielęgniarka tylko na jej widok się uśmiechnęła i poprowadziła w stronę łóżka. Wiedziała już o co chodziło. Pewnie Powe ją powiadomił. Pomogła jej zdjąć czarną kurtkę i nakazała usiąść na łóżku. Cały czas czuła na sobie wzrok chłopaka, który stał oparty o szafkę.
- Panie Trevor, zajmę się nią. Wracaj na lekcje – zwróciła się do blondyna pielęgniarka.
- Chciałbym, ale nie mogę. Muszę na nią poczekać.
- To przestań się opierać o tę szafę i usiądź na krześle – wskazała na drugi koniec pokoju. Tymon uśmiechnął się uroczo w stronę kobiety i powolnym krokiem skierował się we wskazanym kierunku. Ismena zacisnęła zęby, żeby się nie odezwać. Tak bardzo ją denerwował. Co on w sobie takiego miał? Był przystojny, owszem. Z trudem oderwała wzrok od jego oddalającej się sylwetki, ale miał również swoją czarną stronę. Charakter miał paskudny. Nie rozumiała tego czemu dziewczyny gnały do niego jak pszczoły do miodu. Może był dobrym kochankiem? Dość, Ismena! O czym ty myślisz?! Ale musiała przyznać, że ciało miał idealnego kochanka. Czemu nosił taką obcisłą koszulkę? Nie miałaby nic przeciwko, gdyby zdjął tę koszulkę….
Ismena, musi Cię naprawdę boleć, że o takich głupotach myślisz, przeszło przez myśl dziewczynie i zwróciła wzrok na pielęgniarkę, która wróciła na salę z lekarstwami.
- Ramię nie jest złamane. Posmaruję Ci tym płynem i ból powinien szybko minąć.
- Będzie bolało? – zapytała lekko przestraszona. Kątem oka zauważyła jak Trevor obserwuje ją bezczelnie, a na jego twarzy błąka się ironiczny uśmieszek. Prawie ugryzła się w język zaciskając mocno zęby ze wściekłości.
- Lekkie zimno poczujesz, ale szybko minie – uspokoiła ją pielęgniarka, a dziewczyna już po chwili poczuła oleistą ciecz na swoim ramieniu. W niczym nie przypominało jej chłodu. Czuła delikatne ciepło, a później coraz bardziej piekło. Nie powstrzymała się i syknęła z bólu. Wyrwała ramię i próbowała zetrzeć ciecz ze swojej skóry wolną ręką. Kiedy dłoń dotknęła jej ramienia, momentalnie zapiekła jakby ktoś polał ją żywym ogniem. Krzyknęła z bólu.
- O co chodzi? – zapytała przerażona pielęgniarka.
- Skóra mi płonie. Czuję ogień – wyszeptała z trudem obserwując poparzoną skórę. Pielęgniarka stała zaskoczona i obserwowała to co zrobiła uczennicy. Zakryła sobie usta dłonią. Miała ochotę się popłakać. Nigdy wcześniej się nie pomyliła. Co jej się stało? Dobrze przeczytała etykietę… chyba.
- Przynieś zimną wodę! – nagle obok siebie usłyszała głos Trevora. Pielęgniarka stała przez chwilę zdziwiona, ale w końcu wybiegła z sali.
- Boli. Puść – wyszeptała dziewczyna kiedy chłopak złapał ją za ramię, która miała czerwone od poparzeń. Dłoń u drugiej ręki wcale nie wyglądała lepiej. Była cała poparzona, tak bardzo, że nie mogła poruszyć nawet palcami. Do momentu kiedy pielęgniarka wróciła Tymon obserwował jak po policzkach dziewczyny spływają łzy. Wiedział, że cierpiała, ale to jeszcze nic… Był pewny, że cała szkoła usłyszała krzyk dziewczyny kiedy owinął jej dłoń mokrą serwetką. Odczekał chwilę i położył jeszcze zimny okład na jej ramieniu. Następnie wydał kolejne polecenie pielęgniarce, ta nie protestowała.
- Przepraszam Cię, kochanie – usłyszała jeszcze głos pielęgniarki nim zamknęła oczy.
***
Słyszała głosy. Niewyraźne, jakby osoby stały daleko od niej. Spróbowała otworzyć oczy. Nie mogła. Nie miała siły, a głosy coraz bardziej się oddalały… i przybliżały. Raz słyszała je wyraźniej, chwilę później już prawie zamilkły. Powoli wszystko się stopniowało. Po kilku minutach miała wrażenie, że te osoby stały niedaleko jej. Mogła nawet rozpoznać do kogo one należały. Pierwszy na pewno do pielęgniarki, zawsze rozpozna ten jej delikatny, pełen miłości głos. Drugi chyba do Trevora, ale nie była pewna. Czego on tu chciał? Nie mógł tutaj być.
A tak w ogóle gdzie ja jestem, zastanowiła się Ismena próbując sobie przypomnieć co się stało. Zaliczanie walki wręcz, szpital, żywy ogień, Trevor z zimnym okładem, ciemność. Miała spory dług wdzięczności u tego chłopaka, ale nie da tego po sobie poznać. Nie przyzna się przed nikim, że on ulżył jej w cierpieniach. O nie, po jej trupie.
- Musimy to powiedzieć dyrektorce. Ona powie to odpowiednim ludziom – usłyszała pełen przerażenia głos pielęgniarki. Mogła sobie nawet wyobrazić jak stoi przed Trevorem i zakrywa sobie usta dłonią. Zawsze tak reagowała kiedy czegoś się bała, a dzisiaj okropnie się bała.
- Ona nikomu nie zagraża. Niech pani się opanuje. Zwykła dziewczyna. To, że nie ma chipu na szyi tak jak inni nie znaczy, że jest dla nas zagrożeniem – usłyszała opanowany głos Trevora. Nie sądziła, że będzie stał po jej stronie, a tu proszę. Nie rozumiała… o co chodziło z tym chipem?
- Prawo mówi, że trzeba to zgłosić odpowiedniemu organowi, panie Trevor. Oskarżą nas, jeśli się dowiedzą, że wiedzieliśmy.
- Obiecuję, że się nie dowiedzą. Obiecuję. Naprawdę. Tylko niech pani nikomu nie mówi. Proszę.
- Dzisiejsze lekarstwa na nią nie działają, trzeba z nią postępować starymi metodami. Chip umożliwia zbadanie lokalizacji człowieka, a przede wszystkim, żeby organizm mógł przyjmować dzisiejsze leki. Niektóre leki mogą okazać się dla niej śmiertelne – pielęgniarka chyba dała się przekonać, ale nadal mówiła przestraszonym głosem jakby nie była tego pewna na sto procent, że dobrze robi.
- Trzeba się pozbyć oparzeń starym sposobem – usłyszała głos Trevora. Już spokojniejszy. Czego on od niej chciał, że jej pomagał? Bała się myśleć o tym o co poprosi.
- Zajmę się tym. Idź już na lekcję. Panna Laviette zostanie na obserwacji przez kilka dni, nie wiem jeszcze przez ile dokładnie. Nikomu nic nie mów – po chwili odezwała się opanowanym głosem w stronę chłopaka. Usłyszała ciche podziękowanie z ust chłopaka i po chwili została już tylko ona i pielęgniarka na sali.
- Kochanie, kim ty jesteś?
Nie mam pojęcia, przeszło przez myśl młodej dziewczynie. Dobrze wiedziała, że była inna i nie należała do tego świata, ale zawsze uważała, że to tylko jej widzimisię. Nie sądziła, że będzie to aż taka poważna sprawa, a jednak. Groziło jej niebezpieczeństwo. Była na sto procent pewna, że ją zabiją kiedy się dowiedzą prawdy. Sama pielęgniarka wspomniała, że jest zagrożeniem dla społeczeństwa…
Komentarze
Prześlij komentarz