Cześć, dopóki mam zapał i jeszcze chęć to udostępniam kolejny rozdział. Proszę o wyrozumiałość i komentowanie.
Następnego dnia wstała wyjątkowo wcześnie. Nie mogła spać. Zastanawiała się czemu przyjaciele zabronili jej tego mówić, normalne stwierdzenie kiedy ktoś jest głodny… Będzie musiała dzisiaj koniecznie się dowiedzieć co z tym nie tak. Choćby siłą miała to wyciągnąć z ich gardła, dowie się. Może nie była silna fizycznie, ale jeśli chodziło o psychikę to nie należała do najsłabszych.
Kiedy zegar wybił piątą nad ranem podniosła się z łóżka. Wiedziała, że już nie zaśnie z powrotem, a nawet gdyby to istniało ryzyko spóźnienia się na pierwszą godzinę zajęć. Historia. Nie lubiła za bardzo tego przedmiotu, ale zaliczyć musiała. Przynajmniej nauczyciel nie chciał jej śmierci…
Wyszła na korytarz trzymając w dłoni ręcznik, kosmetyczkę i ubranie na dzisiejszy dzień. W łazience o tej godzinie nikogo nie było co stwierdziła z ulgą. Nie dziwiła się, była dopiero godzina piąta. Ludzie wstają po szóstej, przed śniadaniem. Po co wcześniej? Tylko ona jest taką idiotką.
Po skończonej porannej toalecie stanęła przed wielkim lustrem opierając się dłońmi o umywalkę. Przez chwilę patrzyła na dziewczynę z długimi, pięknymi włosami opadającymi kaskadami na ramiona. Z bólem serca wzięła je do dłoni i zaczęła robić typową dzienną fryzurę. Nie mogła się doczekać kiedy ogłoszą jakiś bal. Wtedy będzie mogła przyjść w rozpuszczonych włosach i pochwalić się czerwoną sukienką, która już kilka miesięcy czekała na ten dzień.
Wyszła z łazienki ubrana w dzienny strój. Skierowała się ponownie do swojego pokoju chcąc odłożyć rzeczy. Wybiła godzina szósta, jeszcze kilka minut i pójdzie do Evy męczyć ją na temat zabraniania wymawiania niektórych słów.
Sięgnęła po torbę i spakowała najpotrzebniejsze podręczniki. Przed wyjściem zaścieliła łóżko i ruszyła w kierunku drzwi z napisem: Eva Vaughan. Zapukała dwa razy i weszła do środka. Blondynka już gotowa do spotkania z innymi ludźmi siedziała przed biurkiem przeglądając coś na laptopie. Uśmiechnęła się na jej widok, a Ismena usiadła na zaścielonym łóżku.
- Wiem o co chcesz się spytać. Nie powiem Ci, bo sama nie wiem – brunetka spojrzała na nią zdziwiona, a Eva kontynuowała dalej. – Jeśli słyszy się jakieś słowa, których nie słyszy się często lub w ogóle, zdrowym rozsądkiem jest ich nie wymawiać, a nawet zapisywać. Gdyby rada się dowiedziała. Boże, naprawdę nie wiem co by zrobiła. To jest zabronione.
Ismena nadal siedziała. Nawet nie drgnęła.
- Takie słownictwo sugeruje, że jesteś inna. Znasz to i nikt nie wie jakim cudem. Możesz być zagrożeniem, bo istnieje nadzieja, że możesz wiedzieć o wiele więcej niż Tobie samej się wydaje – kontynuowała dalej. Odwróciła się w stronę przyjaciółki i spojrzała na nią błagalnie. – Proszę Cię, używaj normalnego słownictwa. Tak jak wszyscy.
- Ale ja nic nie wiem…
- Chodźmy, niedługo śniadanie. Pójdziemy powoli i pogadamy o normalnych, kobiecych sprawach – zakończyła blondynka uśmiechając się delikatnie.
Pięć minut dziewczyny już siedziały, o dziwo, same przy stole w stołówce czekając na śniadanie. Zastanawiały się głośno gdzie mogą być chłopcy, zawsze to oni byli pierwsi. Szybko dostały odpowiedź kiedy zobaczyły ich przy drzwiach. Wyglądali jak żywe trupy.
- Jak dostaliście się do wódki? – zapytała Eva nachylając się w ich stronę, żeby nikt inny nie usłyszał.
Erik uśmiechnął się i również się nachylił w jej stronę.
- To nie wódka. Sam nie wiem co to. Po prostu jesteśmy szczęśliwi. To źle, panno Vaughan? – mówił powoli przeciągając leniwie sylaby. Ismena wybuchła śmiechem na widok miny przyjaciółki. Na twarzy bruneta pojawił się delikatny uśmiech, a po chwili się wyprostował i zaczął zastanawiać się co by zjeść na śniadanie. Musiał mieć siłę na historię.
Godzinę później Ismena siedziała w klasie koło swojej przyjaciółki, która nadal posyłała spojrzenie pełne błyskawic w stronę Brandona i Erica. Trochę było jej szkoda tego pierwszego, bo nic takiego nie zrobił. Nawet słowem się nie odezwał, ale jak Eva się gniewała to od razu na obu.
Dzisiejsza lekcja była o czasach kiedy jeszcze Ziemia była pełna zieleni, a świat po prostu był kolorowy, a nie czarno-biały. Dwieście lat później dopiero wszystko się zmieniło. Ismenę bardzo ciekawiła ta lekcja, ale nie mogła zrozumieć skąd te wspomnienia małej dziewczyny biegającej po zielonej trawie łapiąca motylki. To było minimum dwieście lat temu. Nie mogła tego pamiętać. Nie urodziła się w tamtych czasach. Miała dopiero siedemnaście lat.
Nauczycielka opowiadała o bujnej roślinności i faunie pokazując zdjęcia. Brunetka była zafascynowała przyrodą, która znikła dwieście lat temu i nikt naprawdę nie wiedział co było bezpośrednią przyczyną tej katastrofy. Do dzisiejszych czasów przetrwały tylko niektóre gatunku, a między innymi były to psy i koty, które dziewczyna miłowała.
Przyszła kolej na zdjęcia dawnych miast. Nie były one takie nowoczesne jak teraz, ale miały ten swój urok. Małe domki czerwonej cegły wydawały się bardziej przyjemne od wysokich, szklanych drapaczy chmur lub nowoczesnych domów jednorodzinnych, który jeden zajmuje tyle samo miejsca co dwa kiedyś. Teraz w wszystkich budynkach były okna na całą ścianę, a kiedyś tylko rzadko się takie spotykało, w bogatych miastach. Powszechne to były małe okienka. Dawniej kolory były ciepłe, rzadko się spotykało kolory zimne, nie to co teraz. Świat był czarno-biały, pomijając kilka dni w roku kiedy ludzie na cześć ludzi z przeszłości ubierali się na kolorowo. Chciała, żeby tak było codziennie. Jej to pasowało, innym nie. Tylko ona była zafascynowała kiedy zbliżało się takie święto.
Nawet nauczycielka wyglądała jakby czuła obrzydzenie opowiadając o ciepłych kolorach albo patrząc na te zdjęcia pełne radości. Dzisiaj ludzie chcieli wszystko mieć idealnie, perfekcyjnie. Nie pasowała do tego świata. Czuła się jakby urodziła się co najmniej 200 lat wcześniej. Była z innej epoki.
Po skończonych lekcjach cała czwórka siedziała w stołówce i jadła obiad. Ismena automatycznie podnosiła widelec do ust będąc daleko stąd. Czemu wszyscy nie chcą wrócić do czasów gdzie światem dominowały kolory? Czego się bali? Że nie będą mogli kontrolować innych? Ludzie to nie maszyny. Muszą się buntować, ale dziewczyna ze smutkiem stwierdziła, że wszystkim to pasuje. Nie słyszała nigdy o żadnym buncie. Nie chciała tak żyć, ale bała się ryzykować.
- Przestań mówić w kółko o tym instruktorze! Co ty w nim widzisz? – dotarły do niej słowa Erika i Ismena nie musiała się długo zastanawiać do kogo były one skierowane. Eva od pierwszego roku była w nim zakochana. Sama się dziwiła, ale nie chciała się kłócić z najlepszą przyjaciółką.
- Co ja poradzę, że jest taki przystojny? – odpowiedziała ze smutkiem.
- Is, a co ty sądzisz o tym Felixie? – Erik skierował pytanie w stronę brunetki, która siedziała obok niego. Wiedziała co sobie myślał, był zazdrosny. Od dawna podejrzewała, że czuje coś do blondynki, ale niestety ona zapatrzona w instruktora nie zwracała na niego uwagi. Współczuła mu.
- A czemu mnie pytasz?
- Bo jesteś dziewczyną, Is!
- Kiedy to zauważyłeś? – oburzyła się dziewczyna. Wszyscy się zaśmiali oprócz Erika, Ismena od razu spoważniała. On pytał poważnie. Naprawdę był zazdrosny. Na jej twarzy pojawił się nikły uśmiech. Będzie musiała poważnie porozmawiać z przyjaciółką. Nie chciała, żeby Erik cierpiał.
- Jest przystojny – zaczęła spokojnie brunetka. Eva pokiwała entuzjastycznie głową ciesząc się, że nie tylko ona jest nim zauroczona. – Ale charakter ma paskudny. Mam wrażenie, że miał trudne dzieciństwo i teraz wyżywa się na nas – wzruszyła ramionami. – Nie mogłabym z nim być.
Eva posmutniała.
- Wcale nie ma takiego paskudnego charakteru – zaprzeczyła blondynka.
- Bo Ciebie nie traktuje jak śmiecia! – warknęła Ismena i podniosła się z krzesła. Szybkim krokiem wyszła ze stołówki i nie odwracając się za siebie pobiegła w stronę pokoju. Nie dane jej jednak było odpocząć w swoim małym, przytulnym pokoiku. Na drugim piętrze spotkała nauczyciela, który powiadomił, żeby poszła za nim do dyrektorki. Przez całą drogę na parter zastanawiała się co takiego zrobiła, że została wezwana, aż do dyrektorki.
Zapukała do białych drzwi i czekała na pozwolenie. Kiedy je dostała, weszła do środka. Oczy ją zabolały od kolorów panujących w pomieszczeniu. Gabinet był prowadzony w różnych odcieniach bieli i szarości.
- Witam, panno Laviette. Usiądź – wzdrygnęła się na jak zwykle spokojny głos pani dyrektor. Janet Feldman była wysoką brunetką. Jej zdaniem lekko za młodą, żeby zostać dyrektorką najlepszej szkoły na świecie. Była ubrana obcisłą sukienkę koloru ciemnej szarości, która sięgała jej do kolan. Jej nogi ozdabiały tego samego koloru szpilki co jeszcze bardziej wydłużało jej zgrabne nogi. Wiedziała, że większość dziewczyn zazdrości zarówno figury, jak i wyglądu.
Ismena zawstydzona poprawiła swoją białą sukienkę i poszła w kierunku biurka, przed którym już usiadła dyrektorka. Kątem oka zauważyła jak odkłada jakąś książkę obok, ale młoda dziewczyna nie zdążyła przeczytać tytułu.
- Był u mnie profesor Powe – zaczęła delikatnie dyrektorka. Ismena kiedy usłyszała nazwisko instruktora wiedziała już, że ta rozmowa nie skończy się dla niej dobrze. Co on znowu nawymyślał? Czy w końcu dopnie swego i wyśle ją do domu? Nie chciała wracać. Otarła szybko oczy czując jak cisną się do nich łzy.
- Niepokoi się o panią, panno Laviette – kontynuowała. Ismena spojrzała na nią zaskoczona. – Jak nie zaczniesz bardziej trenować nie zdasz z jego zajęć. Z innych przedmiotów nie radzisz sobie najgorzej. Rok wcześniej też nie najgorzej sobie radziłaś z treningami, owszem byłaś najsłabsza.
- Dziękuję…
- Ale nie aż tak jak teraz. Będę musiała napisać do twoich rodziców jak nie polepszy się twoja sytuacja u pana Powe’a – spojrzała na uczennicę, która kiwnęła twierdząco głową. Nie zrobiło to na niej najmniejszego wrażenia wiedząc, że po rodzicach to spłynie. Nie interesowali się nią. Nie wiedziała co im takiego zrobiła, albo w sumie… co pomyślałby rodzic, gdyby nagle jedyne dziecko przestało do niego dzwonić kiedy miało okazję?
- Postaram się. Jeśli to już wszystko mogłabym wrócić do swojego pokoju? Chciałabym odrobić zadaną pracę domową – Ismena nawet podniosła się z krzesła, ale dyrektora gestem nakazała jej ponownie usiąść. Wiedziała, że to nie koniec rozmowy. Czego ona jeszcze od niej chciała?
- Profesor Powe zaproponował, że będzie Ci dawał indywidualne treningi dwugodzinne po kolacji – pani Feldman była spokojna, czego nie można było powiedzieć o młodej dziewczynie, w której coś pękło. Nie mogła uwierzyć czemu on się tak na nią uwziął. Dosyć, że poniżał ją na lekcjach to jeszcze chciał to robić po nich.
- Pani dyrektor, ja naprawdę nie muszę. Dam sobie radę sama. Obiecuję – szeptała rozpaczliwym tonem w stronę kobiety, która jedynie na nią patrzyła swoimi ciemnymi oczami. Ismena po raz kolejny wyszeptała słowo ,,proszę”, ale tak jak wcześniej nic to nie dało.
Kilka minut później wchodziła już na trzecie piętro z miną człowieka skazanego na śmierć. Miała ochotę płakać i na pewno by się rozpłakała, gdyby nie myśl, że jest jeszcze pełno uczniów na korytarzach, którzy wychodzili z salonu, albo się do niego kierowało tak jak ona.
Weszła do dużego pomieszczenia, w którym były rozmieszczone stoliki, a na około nich kanapy, a w niektórych przypadkach fotele. Naprzeciwko wejścia było okno na całą ścianę, za którym było widać wysokie drapacze chmur i czarno-biały świat. Westchnęła cicho. Gdyby mogła to zmienić, zrobiłaby to natychmiast. Salon nie różnił się niczym od innych pomieszczeń. Również dominowały odcienie bieli i szarości. Ile ona by teraz dała, żeby pozwolono jej tu przyjść w czymś kolorowym lub chociażby przefarbować jeden z regałów stojących pod ścianą.
Zauważyła, że grupka jej przyjaciół siedzi w drugim końcu salonu zajmując dwie duże kanapy i ławę między nimi. Jeszcze jej nie zauważyli, ale najwyraźniej się pogodzili, bo właśnie Eva dosłownie płakała ze śmiechu z dowcipu, który opowiedział jej Erik. Zapatrzona w przyjaciół nie zwracała uwagi, że stoi w przejściu i właśnie pewien chłopak na nią wpadł.
- Zsuń się! – warknął w jej stronę wysoki i dobrze zbudowany trzecioklasista. Był jednym z tych dwóch, do których zdychały wszystkie uczennice. Tylko nie ona. Po raz kolejny zadała sobie to samo pytanie, co jest z nią nie tak? Był to prawdziwy Adonis. Piękny i w dodatku ulubieniec wszystkich nauczycieli. Brał udział w różnych konkursach i był zawsze chętny do pomocy, jak tu go nie kochać? Ale chyba tylko ona widziała również jego złe strony. Był chamski, wredny, zadufany w sobie, zbyt pewny siebie. Sądził, że jest najlepszy, a dziewczyny i tak się do niego śliniły jakby naprawdę był tym Adonisem. A może i był… Był wyższy od niej co najmniej o głowę, miał piękne blond włosy i hipnotyzujące niebieskie tęczówki, których nienawidziła. Jej ojciec miał takiego koloru oczy, ale… to hipnotyzujące wspomnienie przypominało jej matkę… Nienawidziła go od początku, choć sama nie wiedziała co było bezpośrednią przyczyną. Może właśnie takie oczy? Chłopak nie pozostawał jej dłużny. Nienawidzili siebie nawzajem i żadne z nich nie chciało wyciągnąć jako pierwszy dłoni. Jej to pasowało. Czasami jednak żałowała, że nie jest inaczej, jednak jak szybko o tym pomyślała tak szybko przestała. Dzięki Bogu.
Zmroziła go najbardziej nienawistnym spojrzeniem na jaki było ją stać i ominęła go. Usłyszała za sobą jego głośny, ironiczny śmiech, ale kiedy się odwróciła jego nie było już w salonie. Ruszyła z powrotem w stronę przyjaciół, którzy zauważyli jej obecność. Eva wyglądała jakby dopiero teraz wypuściła powietrze z płuc. Od razu pobiegła w stronę przyjaciółki i ją uścisnęła. Ismena zaskoczona odwzajemniła go.
- Boże, Is. Tak bardzo Cię przepraszam za wszystko. Nie powinnam tak mówić – wypowiedziała na jednym wydechu. Naprawdę wyglądała na przejętą tym incydentem przy obiedzie.
- Nie gniewam się, Eva. Nie mam o co – odpowiedziała brunetka uśmiechając się w jej stronę. Blondynka odwzajemniła uśmiech, a po chwili obie już siedziały na kanapie naprzeciwko chłopaków, którzy byli pochłonięci rozmową na temat treningów. Eva wzięła kubek herbaty z ławy i upiła łyk.
- Gdzie byłaś? – zadała pytanie.
- W gabinecie dyrektorki – było tak jak się tego spodziewała. Erik i Brandon natychmiast przestali rozmawiać na wcześniejszy temat i utkwili w niej wzrok. Tak samo zrobiła blondynka, która omal nie wypuściła kubka. Ismena u dyrektorki? Ona? Ta najgrzeczniejsza dziewczyna na całym świecie? Nie, to musiała być jakaś pomyłka.
- Po co Cię wezwała? – pytał przerażony Brandon. Przeważnie wizyta, aż u dyrektorki powodowała, że po powrocie uczeń pakował walizki i wracał do domu bez żadnego wykształcenia i braku możliwości podjęcia jakiegokolwiek zawodu. Bał się, że również z Ismeną tak będzie.
- Chodziło o naszego instruktora – i opowiedziała całą historię, którą przeżyła u pani Feldman. Nie pominęła żadnego punktu, starała się nawet opowiadać zgodnie z dialogami. Oczywiście nie o było się również od złych epitetów na temat nauczyciela. Nienawidziła go z każdym kolejnym dniem w tej szkole. Jak ona wytrzyma u niego codziennie na dodatkowych zajęciach?
- Chce dla niej dobrze – pierwsza odezwała się Eva. Mogła się tego po niej spodziewać, że będzie go bronić. Jednak nic nie powiedziała, nie chciała się z nią kłócić. Czekała cierpliwie na opinię chłopaków. Oni patrzyli na niego trzeźwo, a nie tak jak Eva, zamarzonym wzrokiem. Czasami wydawało się, że już sobie wyobraża jak są małżeństwem i mają dzieci. Ismenę na samą myśl zemdliło.
- On chce Cię skatować, Is – odezwał się Brandon. Brunetka pokiwała głową. Cieszyła się, że on też miał takie samo zdanie jak ona, Erik również, bo pokiwał twierdząco głową po słowach przyjaciela. Tylko Eva poczuła się zraniona, ale nie odezwała się. Wiedziała, że i tak go nie obroni. Tylko ona widziała w nim anioła.
- Ale idź do niego – dodał po chwili Erik.
Prychnęła.
- Wolę nie zdać niż do niego chodzić.
- My Cię prosimy, żebyś tam poszła, Is. Wytrzymasz pomimo wszystko. Będziemy Ci pomagać w pracach domowych, mogę je nawet robić za Ciebie. Będziesz wykończona – dodał szybko kiedy zobaczył jak otwiera usta w wyraźnej chęci sprzeciwu, ale jedynie westchnęła i po chwili kiwnęła głową. Zawsze słuchała Erika. Był on tutaj tak jakby starszym bratem dla całej trójki. Bardzo ceniła sobie jego pomoc, ale czasami miała go dość.
- Kiedy do niego idziesz? – zapytała po chwili Eva.
- Jutro po kolacji. Na godzinę dwudziestą i aż do dwudziestej drugiej. Koszmar. Nie wiem czy wytrzymam chociaż jeden dzień, a jestem tam aż do odwołania.
Miała ochotę się rozpłakać, a Brandon doskonale to wyczuł, bo od razu była w jego objęciach. Delikatnie głaskał ją po plecach kiedy ona ze wszystkich sił starała się zapanować nad łzami. Nawet dyrektorka nie złamała się kiedy Ismena powiedziała, że zacznie mieć problemy z nauką. Czemu nie walczyła dalej o swoje zdrowie psychiczne?
Komentarze
Prześlij komentarz